poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział II

Trwałam tak dłuższy czas po prostu siedząc. Nie czułam nic i było mi tak dobrze. Po prostu siedziałam i wpatrywałam sie w ciemność za oknem. Mój blogi stan trwał by dalej, lecz ktoś bez pukania wtargnął do mojego pokoju. Obróciłam głowę w stronę drzwi i ujrzałam wysoką i szczupłą postać
-Chcę z tobą porozmawiać-rzekł Tom stając w drzwiach mojego pokoju
-O czym?-mruknęłam wrogo
-O tym jak wyglądasz.
-Zapowiada sie ciekawie
-Jutro pójdziesz zmienić ten okropny kolor włosów na jakiś normalny, wyrzucisz te wszystkie satanistyczne ubrania i nie będziesz się tak mocno malować
-Odwal się ode mnie. Nie jesteś moim ojcem żeby mi rozkazywać. A teraz wyjdź-aż gotował sie ze złości, ale wyszedł. Złapałam za telefon i wybrałam numer Josha. Nie wiem dlaczego to robię, skoro wiem że i tak nie odbierze.
-Alex?-z zamyślenia wyrwał mnie głos w słuchawce
-Josh?-zapytałam z niedowierzaniem
-Tak. Co u Ciebie Lex?
-A jak myślisz?!Gdzie ty do cholery byłeś przez ten cały czas?!
-A szwendałem się tam i tu. Spotkajmy sie to Ci wszystko opowiem
-Nie mogę. Tom przyjechał
-To będzie jeszcze zabawniej. Będę po ciebie za chwilę, szykuj się-zaśmiał sie chłopak
-Josh nie...-odpowiedział mi jednak dźwięk odkładanej słuchawki. Zmieniłam ubranie, na bardziej odpowiednie, w końcu to Joshie, z nim nigdy nic nie wiadomo.
          Wyszłam z pokoju słysząc dźwięk dzwonka do drzwi. W progu stał chłopak oparty o futrynę z cwaniackim uśmieszkiem, a Tom łypał na niego groźnie.
-Alex, aleś ty mi wyrosła-zagwizdał, na co ja uśmiechnęłam sie zadziornie i mijając ojczyma bez słowa, wyszliśmy z domu
-Wybierasz się gdzieś z nim? I myślisz ze na to pozwolę?-syknął Tom zatrzymując nas na ganku
-Myślę że nie masz za dużo do powiedzenia w tej sprawie-odparłam ze złosliwym uśmiechem. Wsiedliśmy na motor i pomknęliśmy opustoszałą już o tej porze ulicą.
Zatrzymaliśmy się dopiero w oświetlonym kilkoma latarniami małym parku. Usiedliśmy na ławce, ramię w ramię i oboje szukaliśmy słów by zacząć rozmowę
-Dlaczego wyjechałeś?-zebrałam się na odwagę i wyszeptałam w końcu
-To było trudne. Straciłem przyjaciela. Nie mogłem tu zostać...wszystko mi o nim przypominało
-Potrzebowałam Cię Josh...-rzekłam czując łzy pod powiekami
-Wiem Lex...Chciałem Cie zabrać, ale wiesz ze to by się źle dla nas obu skończyło. Wiedziałem że dasz radę. Jesteś silna i potrafisz...-odgarnął mi niesforny kosmyk z twarzy i spojrzał głęboko w oczy.
-I wydaje Ci się że naprawdę sobie radzę?! Wszyscy mówią żebym zapomniała, szła na przód, ale ja nie umiem. On był całym moim światem! -po moich policzkach spłynęły pierwsze łzy. 
Pozostawiły po sobie mokry ślad, który odbijał blask latarni.
-Przepraszam
-Jedno przepraszam nic nie zmieni...Musisz mi powiedzieć prawdę
-Dobrze. Zrobię wszystko, tylko mi wybacz-odparł pokornie
-Co Nathan brał od Ciebie gdy był w szpitalu?
-Co?-odparł zmieszany
-Nie udawaj, wiem że dawałeś mu prochy, powiedz mi jakie, i dlaczego je brał-mężczyzna co chwila otwierał i zamykał usta próbując coś powiedzieć, lecz nie wydobywał sie żaden dźwięk, a na jego twarzy dostrzegłam rozpacz. Sięgnął do prawej kieszeni zniszczonych jeansów i wyją torebeczkę z kilkoma małymi, białymi tabletkami
-To mieszanka kilku narkotyków. Uśmierza ból i wprowadza cie w stan euforii. Błagał abym załatwił coś co go choć trochę znieczuli. Zrozum, nie mogłem patrzeć jak mój przyjaciel cierpi. Zdobyłem to specjalnie dla niego, od zaufanego dilera z London Eye. Czysty towar, ale uzależnia.
-To go zabiło prawda?
-Po części na pewno...
-Daj mi to-wychrypiałam słabo
-Nie Lex-odparł stanowczo-nie możesz zmarnować sobie życia przez to świństwo
-Ty jakoś to robisz
-Ale ja już przegrałem, a ty masz po co żyć. Proszę Cię daj sobie szansę-położył mi dłoń na ramieniu, lecz szybko ją zrzuciłam. Nie potrzebowałam żeby mnie ktoś pouczał, a w szczególności nie on
-Odwieź mnie
-Dobrze
Ruszyliśmy w drogę powrotną.  Żadne z nas nie wracało do wcześniejsze rozmowy. 
Analizowałam wszystko po kolei. 
Każde słowo, każdy uśmiech i ból w oczach...nadal nie potrafię zrozumieć jak mógł mu coś takiego zrobić. Zatrzymaliśmy się pod moim domem. Bez słowa zeskoczyłam z maszyny i ruszyłam do drzwi. Josh chwycił mnie za nadgarstek, obrócił w swoją stronę i powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu
-Zadzwonię. A ty masz sobie dać radę w nowej szkole-pokiwałam lekko głową i szybkim krokiem ruszyłam do domu. Z łatwością pokonałam trzy małe schodki, otworzyłam drzwi i wiedziałam, że nie będzie łatwo. Jeszcze nie śpią.
-Moja panno o której to się wraca do domu?-krzyknął z salonu Tom
-Nie twoja sprawa-odwarknęłam słabo i skierowałam się do swojego pokoju, aby tam na spokojnie po raz kolejny wszystko przemyśleć.


*

A więc jest drugi rozdział. Ni wiem co mogę Wam powiedzieć...Jedynie chyba zebyscie komentowali :) Proszę piszcie cos tam na dole, bo nie wiem czy wam sie podoba i czy jest sens pisać dalej :)
Jeśli macie jakieś pytania, lub sugestie to proszę piszcie na GG: 32870242, albo maila aleksandra0609@onet.pl.
Chetnie wysłucham Waszych opini
Buziaki Lexy :*