wtorek, 9 lutego 2016

Nothing much

"To ja, wciąż ta sama, wciąż zakochana jednocześnie niechciana,

Z uśmiechem na ustach, choć załamana, obolała, złamana,

Z krwią na rękach, ostrzem w dłoni,

Bólem w oczach, pękniętym sercem i raną po przeszłości,

To ja, już morderca czy jeszcze ofiara?"

piątek, 4 lipca 2014

Rozdział VII

Kroczyłam chodnikiem, z mocno naciągniętym na głowę kapturem i rękoma głęboko wbitymi w kieszenie bluzy. Im bliżej byłam mojego celu tym coraz większa gula rosła mi w gardle, a żołądek dziwacznie się skręcał. Nie mogłam wywinąć się z tej umowy, bo powie wszystkim prawdę i będę mieć niezłe kłopoty. Gdy zobaczyłam jego siedzącego na murku od nie działającej o tej porze roku fontanny, miałam ochotę uciec jak najdalej; wszystko, byle tylko wymigać się od tej rozmowy. Wystraszony podniósł głowę usłyszawszy stukot moich podeszw o chodnik. Nic dziwnego. W tych godzinach raczej niewiele osób przechadza się po parku.
-Jednak przyszłaś-zagaił gdy stanęłam na przeciw niego
-A miałam inne wyjście?
-Zawsze jest inne wyjście
-Daruj sobie. Zaczynajmy i jak najszybciej miejmy to z głowy -chłopak wrócił do poprzedniej pozycji, a ja usiadłam o kilka centymetrów od niego, tak ze nasze ciała nie stykały sie w żadnym miejscu i zapaliłam papierosa zaciągając się nie mocno, licząc że to złagodzi nerwy.
-Kim był Nath?
-Już Ci mówiłam przecież. Był moim najlepszym przyjacielem
-Kochałaś go?
-Bardzo...
-Nie byliście razem?
-To nie była tego typu miłość. Zawsze kochałam go i traktowałam jak brata. Opiekowaliśmy się sobą nawzajem
-Przez jego śmierć zaczęłaś się...okaleczać?-Starannie dobierał wszystko słowa. Czyżby starał się mnie nie zranić?
-Częściowo tak.
-A całkowicie
-Powiedzmy że w jednym czasie nagromadziło się wiele spraw, i po prostu straciłam nad tym wszystkim kontrolę.
-I uważałaś że to dobre wyjście?-zakpił
-A myśli że co miałam zrobić? Wszyscy się ode mnie odwrócili. Zostałam sama. Ale ty nie znając całej historii wolisz mnie tak po prostu ocenić, tylko po tym co widzisz!
-Ty jakoś ciągle to robisz
-gdybym to robiła nie było by mnie tu teraz! Nie jesteś najważniejszy, i pomyśl że inni mają gorzej i nie zawsze będą Ci współczuć. A teraz wracaj do swojego idealnego gwiazdorskiego świata i zapomnij-rzuciłam zapalając papierosa i ruszając w stronę bramy wyjściowej. Nie ruszył za mną. Może to i dobrze?
Coś we mnie pękło. Jakaś granic po tym spotkaniu została złamana. Mimo tego że niewiele słów zostało wypowiedzianych i oboje czujemy z tego powodu niedosyt to nie chcę go już postrzegać jak rozpieszczona gwiazdka. Na codzień się tak zachowuje, ale może on tak jak ja…tylko ukrywa przed światem swoją prawdzią twarz?...Dowiem się tego. jeszcze nie wiem jak, ale To zrobię

*
Stałem jak idiota i patrzyłem jak jej krucha postać powoli znika w narastającym z sekundy na sekundę mroku. Miała rację; zachowywałem się w stosunku do niej jak rozpieszczony bachor…ale co mogę innego zrobić? Pobiec za nią? Błagać aby opowiedziała mi wszystko? I aby została ze mną jak najdłóżej, bo przy niej czuję się jak przy nikim innym. Nie mogłem. Wtedy od razu wzięła by mnie za nachalnego idiotę…
Nie wiem co takiego jest w tej czerwonowłosej dziewczynie, ale strasznie mnie sobą zaintrygowała. Nie pozwolę jej tak po prostu wyjść z mojego życia. Coś wymyślę, aby została w nim jak najdłużej.
Moje rozmyślenia i wpatrywanie się w miejsce gdzie ostatni raz ją widziałem przerwał dzwonek telefonu. No tak, kiedyś szara rzeczywistość musiała wrócić.
-Halo?-rzucam niechętnie do słuchawki białego Iphona
-Stary gdzie jesteś, zaczęliśmy już próbę!-wydarł się do telefonu mój przyjaciel
-Przepraszam Louieh, coś mi wypadł, ale już idę-westchnąłem cicho chowając komórkę s powrotem do kieszeni i ruszyłem wolnym krokiem na próbę.

*

czwartek, 19 czerwca 2014

Rozdział VI

Miłym zaskoczeniem jakie spotkało mnie w kolejnych dniach było to że Keira faktycznie dotrzymała słowa i codziennie przychodziła sprawdzić jak się mam i często wyciągała mnie z domu aby pomóc jej przy sprawach związanych ze zbliżającym się wielkimi krokami ślubem. Co popołudnie jeździłyśmy do centrum Londynu aby przymierzać suknie, wybierać dekoracje, dokupować jakieś pierdoły, albo co zdecydowanie najbardziej mi się podobało próbować tortu.
Przez kilka kolejnych dni w szkole unikałam Stylesa jak ognia. Nie wiem dlaczego, ale bałam się spojrzeć mu w oczy. Po tym jak okazałam słabość, nie mogłam sobie pozwolić, na choćby chwilę zapomnienia. O dziwo jego stosunek do mnie też się zmienił; nie obdarowywał mnie już bezczelnym uśmiechem i głupimi gadkami, tylko patrzył. Od tamtego dnia coś się zmieniło...tylko nie potrafiłam dokładnie określić co takiego.
Po przeszło tygodniu od tej niefortunnej rozmowy, gdy siedziałam na stołówce czytając jakąś książkę, którą polecił mi Dylan czułam na sobie czyjś wzrok, przez który kompletnie nie mogłam sie skupić. Podniosłam głowę i rozejrzałam się dokładnie, aż napotkałam przeszywające spojrzenie zielonych tęczówek. Zatraciłam się w tej chwili, zupełnie jak on. Harry wpatrywał się we mnie z czymś czego nie potrafiłam rozszyfrować. Amber zajmująca miejsce obok niego próbowała skupić uwagę chłopaka na sobie, lecz na marne. Styles przypatrywał mi się, jak by chciał dowiedzieć sie czegoś z wnętrza mojej duszy. Tleniona blondyna była wściekła i jestem pewna że gdybym nie przerwała tej magicznej chwili to podeszła by do mnie i wydrapała oczy, bym już nigdy nie spojrzała na "jej chłopaka". Wróciłam s powrotem do lektory, a zaraz po usłyszeniu dzwonka zerwałam się z krzesła jak oparzona i ruszyłam na w-f.
Weszłam do szatni aby się przebrać. Dziś będziemy grać w siatkówkę....Super...
Zmieniłam spodnie na siwe dresy i koszulkę na zwykłą czarną bokserkę. Włosy związałam w kitkę. Oczywiście cała grzywka została jak była. Weszliśmy na boisko zaczynając rozgrzewkę. Nauczycielka gdzieś wyszła a Amber świetnie wykorzystała ten moment. Popchnęła mnie na podłogę. Upadłam na lewą rękę, która od razu zaczęła strasznie boleć. Próbowałam sie podnieść, a blondyna nachyliła się nade mną i szepnęła
-To cię nauczy żeby nie podrywać mi Harry'ego -no nie tego już było za wiele. Wstałam i przywaliłam jej z całej siły pięścią w twarz. Już zamachiwałam sie do wymierzenia kolejnego ciosu, lecz coś mnie powstrzymało kurczowo trzymając moje ramiona
-Nie warto-szepnął mi do ucha Styles. Jego głos podziałał na mnie jak kubeł zimnej wody. Wyprostowałam sie przestając się szarpać, a chłopak złapał mnie za nadgarstek i wyprowadził z sali. Po drodze minęłyśmy blondynę trzymającą się za nos.
-Trzeba iść z tym do pielęgniarki-chłopak wskazał na moją rękę
-Dam sobie radę sama. Możesz wracać
-Nie zostawię cie samej. Ale nieźle jej przyłożyłaś. Już nie będzie idealna-zaśmiał się cicho-czym cię sprowokowała?
-Niczym istotnym
-A jednak musiało cię to ruszyć, bo chciałaś ją zabić
-To moja sprawa, a teraz już zostaw mnie samą-warknęłam, lecz zielonooki nie posłuchał i wszedł ze mną do gabinetu
-A wam co się stało?-zapytała niska blondynka w białym fartuchu
-Koleżanka zrobiła sobie coś z ręką
-O matko, mam tu krwawiącego-wywróciła oczami-Harry jak byś mógł to zdejmij jej te bransoletki i sprawdź co z ręką
-Nie ma sprawy.
Pielęgniarka wróciła za kotarkę. Chłopak posadził mnie na łóżku, a sam stanął przede mną i zaczą rozpinać bransoletki. Z każdą błyskotką mniej na moim nadgarstku strach wzrastał coraz bardziej. Gdy chłopak pozbył sie wszystkiego, a moja ręka została naga zaczął ją oglądać. Az w końcu stało się to czego tak strasznie się bałam. Obrócił moją rękę wewnętrzną stroną do siebie i znieruchomiał. Przeniósł wzrok z blizn na moją twarz i tak kilkakrotnie, aż przemówił
-Ty się t....-nie dałam mu dokończyć, zakrywając mu dłonią usta
-Nie mów jej, bo będę mieć problemy-wyszeptałam przerażona
-No Harry możesz już iść zajmę się nią-to jestem przegrana. Jak ktoś z pracowników się dowie to wyślą mnie do psychologa. Jednak Styles myślał trzeźwo, zacisnął lekko dłoń na największych ranach, dobrze je przy tym ukrywając i rzekł spokojnie
-Wie pani, właściwie to tylko lekkie skręcenie i wystarczy owinąć bandażem, więc chętnie się tym zajmę. Pani może niech zajmie sie tą krwią
-No skoro dasz radę to jasne. Tak strasznie mi tam podłogę zabrudził.
Chłopak pracował w ciszy, a ja nie bardzo wiedziałam jak się zachować. Jak skończył pielęgniarka odesłała nas s powrotem na lekcje, wypisując mi od razu tygodniowe zwolnienie z w-fu.
Ruszyliśmy powoli pustym korytarzem na lekcje. Zdobyłam się na odwagę i trwającą chwilę ciszę w końcu przerwałam
-Dziękuję, ze jej nic nie powiedziałeś
-Dlaczego to robisz Alex?-zapytał zatrzymując się na przeciwko mnie
-Nie wszystkich życie jest tak idealne jak twoje-rzekłam patrząc u w oczy
-Kto powiedział że takie jest? Nie jest, ale staram się sobie radzić. Od tego są przyjaciele. Ty też ich masz
-Jeden nie żyje, a drugi jest ćpunem myślącym tylko o tym jak zarobić kasę na nowy towar, więc o czym tu mówić?-krzyknęłam wściekła
-A ja?-zapytał po dłuższej chwili milczenia
-Sam odpowiedz sobie na to pytanie...-Harry zastanawiał się chwilę i już chciał odpowiedzieć, lecz uprzedziłam go
-Zawrzyjmy umowę: ty nie powiesz nikomu o tym co widziałeś-wskazałam na rękę-a ja zrobię co będziesz chciał
-Dobrze. Chcę żebyś odpowiedziała mi na parę pytań-odparł pewnie
-Na pewno akurat tego chcesz?
-Wszystko co mi powiesz możesz być pewna ze zostanie między nami-zapewnił mnie
-Dobrze. Spotkajmy się dzisiaj o 17 w parku na Wall Street przy fontannie...i miejmy to z głowy
-Obiecaj że będziesz
-Obiecuję-odparłam patrząc w jego duże oczy.
Resztę drogi pokonaliśmy w ciszy, pogrążeni we własnych myślach
Amber siedziała na ławce przykładając jakąś szmatę do nosa, a ja gdy to zobaczyła parsknęłam śmiechem, a Styles mi zawtórował. Wyglądała komicznie. Nie dość że krew jej sie rozmazała po twarzy, to była cała czerwona ze złości, i jej włosy też nie były idealne jak zwykle
-Thompson!-zawołała nauczycielka więc ruszyłam w jej stronę-ty jej to zrobiłaś
-Ja się tylko broniłam-odparłam z miną niewiniątka wskazując na rękę-ona zaczęła, a ja nie chciałam zostać zmasakrowana-dodałam starając sie zachować poważny ton głosu
-Dobra, przymknę na to oko. Idźcie już do szatni.
Przebrałam się jak najszybciej tylko mogłam i już po chwili opuściłam mury tej beznadziejnej szkoły. W domu było gwarno jak rzadko kiedy, wiec od razu podążyłam za wesołymi głosami, które doprowadziły mnie do salonu
-Lexi, dobrze że jesteś-zaczęła podekscytowana Keira-dzisiaj jedziemy kupić Ci sukienkę. Spojrzałam na zegarek stojący na komodzie i z przerażeniem stwierdziłam, że czas nieubłaganie zbliża się do spotkania ze Stylesem.
-Wiesz co, przełóżmy to na jutro, dziś mam parę spraw do załatwienia
-Coś się stało?-zapytała zmartwiona matka
-Nie po prostu muszę doprowadzić coś do końca-odparłam z bladym uśmiechem. Pomaszerowałam do swojego pokoju i wyjęłam z szafy czarną bluzę z kapturem i zmieniłam botki na szpilce na moje ulubione motocyklów ki z ćwiekami. Stanęłam przed lustrem oglądając się z każdej strony.
-Dasz sobie radę Lex. Tylko nie okazuj emocji-wyszeptałam próbując dodać sobie odwagi i wpatrując się w swoje odbicie. Wyszłam z pokoju, i od razu natknęłam się na siostrę
-Nie wypuszczę cię z domu, dopóki czegoś nie zjesz-ostrzegła mnie
-Keira na prawdę mi sie spieszy.
-Musisz coś zjeść

-Daruj sobie udawanie że się o mnie troszczysz. Straciłaś swoją szansę by mnie pouczać-warknęłam i wymijając ją szybko wybiegłam z domu.

czwartek, 9 stycznia 2014

Rozdział V

Od razu go zauważyłam, zresztą jego nie da się nie zauważyć. Stał przy swoim motorze i bajerował jakieś laski. Wywróciłam tylko oczami bo ciągle to robi i podeszłam do niego
-Josh
-O Lex już jesteś, to jest Amber i Monica
-Jasne, zjeżdżać mam sprawę do Josha-warknęła do tych tapeciar na co Amber podeszła bliżej i z cwaniackim uśmiechem
-Ty możesz podrywać mojego chłopaka a ja nie mogę twojego?
-Zainwestuj w okulary bo ta tapeta ci szkodzi nie podrywam żadnego twojego chłopaka-zakpiłam zakładając ręce na piersi
-Chyba zapomniałaś o Harrym Stylesie
-Proszę Cię, gdyby on był cokolwiek wart-odparłam uśmiechają sie do niej
-I tak wiem swoje. A ty lepiej uważaj bo pożałujesz. Idziemy-wymamrotała i odeszły. Nareszcie odeszły
-Chociaż tu byś sobie darował. Matka każe mi zostać w tej szkole do końca roku-mruknęłam wyciągając z torby miętowego papierosa i zapalając go. Zaciągnęłam się mocno, czując w płucach przyjemne mrowienie
-Miałaś przestać palić
-Miałeś ograniczyć ćpanie-odgryzłam się szybko
-Lex dała byś już spokój. Żałuje że cie tu zostawiłem samą okej? Nie możesz już być sobą?Musisz ciągle udawać?
-Nie chciałam sie z tobą spotkać żebyś robił mi wyrzuty. Już dawno nie jestem taka sama jak kiedyś, i nic nie udaję. Chcę sie tylko dowiedzieć ile i jak często mogę je brać
-A musisz je brać?-zapytał patrząc na mnie błagalnym wzrokiem-to może zrujnować ci życie
-Bez ryzyka nie ma zabawy-uśmiechnęłam się bezczelnie zadeptując niedopałek butem
-Josh!!-ktoś głośno krzyknął kilka metrów za nami. O nie...tym kimś okazało sie być One Direction
-Nowi kumple?Już wiedzą czym sie zajmujesz?
-Lex nie zrobisz mi tego
-Przekonamy się-odparłam dumnie na co chłopak westchnął i odparł
-Jedną najwyżej raz w tygodniu, inaczej szybko doprowadzisz się do uzależnienia, lub jak ktoś zauważy na odwyk. A i jak jesteś na haju pamiętaj żeby zawsze ktokolwiek był blisko. Ona rożnie działają i możesz zrobić coś głupiego
-I co takie trudne to było?-Josh nerwowo oglądał się w stronę grupy chłopców zbliżającej się do nas
-Nie mów im nic. Przyjęli mnie jako perkusistę a potrzebuję teraz kasy
-Oboje wiemy na co-mruknęła
-Lex błagam cię
-Niech ci będzie, ale pod warunkiem że gdy będę potrzebować prochów dasz mi je bez problemu
-Dobra
-Świetnie
-O stary widzę że mamy wspólną znajomą-odezwał sie Louis tuż za mną
-Znowu wy-mruknęłam i już chciałam odchodzić, lecz Josh mocno złapał mnie za nadgarstek i obrócił w swoja stronę
-Odezwę się niedługo
-Jak zawsze-odparłam wywracając oczami. Wyrwałam rękę z jego uścisku i szybkim krokiem opuściłam teren szkoły.
Dotarłam do domu w niecałe dziesięć minut i cieszyłam się że mam kolejny dzień w tej beznadziejnej szkole już za sobą.
-Kochanie to ty?-zawołała mama z kuchni
-Taa
-Chodź szybko mamy gościa-powlokła się do kuchni, a widok jaki tam zastałam kompletnie mnie zaskoczył. Stanęłam w drzwiach omiatając wszystkich wzrokiem
-Lex nawet nie wiesz jak tęskniłam-moja siostra rzuciła mi się na szyję. Tak Keira zawsze była doskonała. Jest starsza ode mnie o 6 lat i jest w trakcie planowania ślubu ze swoim narzeczonym Dylanem
-Ja też-odparłam cicho wtulając się w nią.
-Cześć mała-przywitał się Dylan uśmiechając się ciepło
-Jak podróż?
-Było wspaniale mówię Ci-odparła uśmiechnięta od ucha do ucha Keira. Usiedliśmy wszyscy przy stole w kuchni, a oni zaczęli opowiadać o swojej kilku miesięczną podróż do Ameryki południowej.
Kiedyś ja i Keira byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Jak kryłam ją gdy wymykała sie z domu na imprezy, ona mnie gdy z Nathem zabieraliśmy auto Toma żeby jechać za miasto w środku nocy. Wiedziałyśmy o sobie dosłownie wszystko, i gdyby cokolwiek się stało mogłyśmy na siebie liczyć. Ta silna więź która nas łączyła po części popsuła się gdy rok temu zaręczyła się z Dylanem, a do reszty zniszczyła ją choroba Nathana. Przesiadywałam z nim całe dnie w szpitalu, albo gdy miał przepustkę wyjeżdżaliśmy razem do Brighton. Jego rodzina miała tam domek letniskowy. Uwielbiał to miejsce. Zaraz po pogrzebie mojego przyjaciela wyjechali do Ameryki, przeżyć przygodę życia.
-Słuchasz mnie Lexy?-z zamyślenia wyrwał mnie głos siostry
-Tak ja po prostu...lepiej pójdę do siebie-wstałam z krzesła i ruszyłam. Zanim zamknęłam drzwi do moich uszu dotarł jeszcze szept mamy
-Josh wrócił, do tego nowa szkoła. Nie bardzo sobie radzi...
Wściekła rzuciłam torbę w kąt. No faktycznie dziwne że sobie nie radzę, skoro ona nawet nie raczy ze mną porozmawiać. To straszne ale prawdziwe; po jego śmierci przez pierwszy tydzień wszyscy mi współczuli, a potem uznali że jst dobrze i już nie potrzebuje wsparcia, ani opieki. Wzięłam w ręce bluzę i wsadziłam rękę do kieszeni. Na mojej twarzy pojawiał się cień uśmiechu, gdy palce odszukały to czego pragnęłam. Wyjęłam jedną tabletkę i ułożyłam ją na dłoni. Już chciałam wziąć ją do ust, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko schowałam tabletkę s powrotem i rzucając ciche "proszę" usiadłam na łóżku włączając tablet.
-Lex możemy pogadać?-zapytała siostra wchodząc i cicho zamykając drzwi
-Jasne. Tylko o czym my mamy gadać?-zapytałam podnosząc na nią pusty wzrok.
-Przepraszam ze cię wtedy zostawiła-szepnęła siadając na krawędzi łóżka
-To już nieważne-mruknęłam
-Wcale nie. To ważne. Bo zostawiłam cię, tylko po to by spędzić trochę czasu z Dylanem...a ty mnie wtedy potrzebowałaś
-Jak widzisz poradziłam sobie
-Za dobrze cię znam żeby w to uwierzyć-odparła głaszcząc mnie po włosach; robiła tak zawsze gdy chciała mnie uspokoić
-A co mam ci niby powiedzieć? Że kompletnie się załamałam, do tej pory nie umiem sobie poradzić z tym ze jego nie ma i nie potrafię dopuścić do siebie nikogo?-wykrzyknęłam roniąc pierwsze łzy
-Obiecuję że od teraz już będę przy tobie-mocno mnie przytuliła i gdy trochę się uspokoiłam zachichotała-miałaś rację, faktycznie świetnie ci w tym kolorze włosów.

niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział IV

-Dziecko wstawaj już! Alex!-usłyszałam stłumiony kobiecy głos, którego nie byłam w stanie rozpoznać. Podniosłam lekko głowę z poduszki i ujrzała przed sobą matkę, klęczącą przy moim łóżku i szturchającą mnie w ramię
-No nareszcie-wykrzyknęła
-Co się stało?-wychrypiałam słabo podnosząc się do pozycji siedzącej
-To chyba ja powinnam się ciebie o to zapytać nie sądzisz? Znalazłam Cię wczoraj nieprzytomną w kuchni na podłodze! Coś ty ze sobą zrobiła?!-jej krzyk odbijał sie echem w mojej głowie
-Nic. Nie wiem-nie byłam w stanie racjonalnie ocenić tego co się wczoraj stało. Wszystko wirowało. Śmiałam się. A na koniec ta ciemność...
-Ma sie to więcej nie powtórzyć-pogroziła i palcem wstając-A teraz ubieraj się, bo spóźnisz sie do szkoły-rzuciła przez ramię wychodząc. Ociężale wstałam z łóźka i powlokłam się do szafy. Jak zwykle stosownie do ojej maski codzienności dobrałam ubrania i makijaż, aby później stać się opanowaną, chłodną i wyniosłą suką. Ostre określenie, ale tak musi już być. No jasne. Jak zwykle dzień musiał zacząć się wręcz idealną Londyńską pogodą, którą uwielbiałam. Naciągnęłam kaptur na głowę, jak najmocniej tylko się dało i ruszyłam szybko do szkoły. Gdy przekroczyłam wysokie mury ponurej szkoły przeszły mnie dreszcze. Nie chciałam tu być. Chciałam po prostu przetrwać do końca roku szkolnego. Dotarłam do klasy, gdzie nie było za wiele osób, oprócz paru kujonów, którzy jak zwykle patrzyli na mnie jakoś dziko. Zajęłam miejsce w pojedynczej ławce na samym końcu. Wyjęłam telefon i próbowałam skontaktować się z Joshem. Muszę sie przecież dowiedzieć co to za tabletki, i dlaczego właśnie tak na mnie zadziałały.
-Witaj koleżanko-podniosłam wzrok z ekranu komórki i ujrzałam Niall'a
-Daj se siana-mruknęłam i zaczęłam pisać kolejną wiadomość
-Niall daruj sobie uprzejmości, nasza mała złośnica nie ma ochoty na pogawędkę. Nie ma sensu tracić czasu dla kogoś....takiego-odparł beztrosko Styles
-Takiego czyli jakiego co?-warknęłam oburzona odkładając z hukiem telefon na ławkę i mierząc lokatego wściekłym spojrzeniem
-Kogoś o tak małym intelekcie
-Ha ale jakoś to ja tobie mam pomagać w lekcjach a nie ty mnie. Czyżbyś zapomniał?
-Niestety nie mógł bym. Nauka nie jest najważniejsza, a ty poza tymi swoimi liczbami nic więcej nie potrafisz
-Na twoim miejscu nie była bym tego taka pewna-odparłam uśmiechając sie pod nosem. Chłopak nie zdążył mi odpyskować bo do klasy weszła nauczycielka. Niestety zajął miejsce przede mną i musiałam słuchać jego irytujących komentarzy całe 45 minut. Gdy lekcje dobiegły końca, a ja już byłam pewna że uwolniłam sie od tej bandy idiotów usłyszałam za sobą głos
-Chyba nie zapomniałaś o dzisiejszych korepetycjach
-Szlag-zaklęłam cicho pod nosem i odwróciłam się przede do rozmówcy
-Hetter powiedziała że mamy być w sali 314. Będzie tam zaglądać
-Chodź i miejmy to z głowy- ruszyłam zostawiając chłopaka w tyle. Stukot moich wysokich obcasów odbijał się echem, a nieliczni którzy mijali mnie patrzyli z przerażeniem. Myślałam że ta lekcja minie szybko. Niestety. Ten człowiek jest tak mało kumaty że tłumaczenie po 10 razy jednego przykładu to za mało. Zbawienna byłą dla mnie wibracja telefonu, oznaczająca iż ktoś dzwoni. Szybko rzuciła okiem na wyświetlacz i odeszłam do okna wściekle sycząc do słuchawki
-Josh do cholery co sie z tobą działo?! Od rana próbuję się do Ciebie dodzwonić
-Sorry Lex. Odsypiałem wczorajszą imprezę. Żałuj ze cię nie było, było mega..
-Josh!-warknęłam przerywając jego monolog
-Coś sie stało?-zapytał juz nieco poważniej
-Musimy pogadać o tym co wczoraj mi dałeś
-Co ci dałem?
-Błagam skup się. To o co prosiłam cię w parku
-Aaa o to chodzi. Coś nie tak? Nie działa czy jak?
-Działą i sęk w ty że aż za dobrze
-Ile wzięłaś?
-Dwie
-Lex czyś ty do reszty zwariowała? To cie mogło zabić
-Gdybyś raczył mi o ty wcześniej powiedzieć to nie było by problemu!
-Spotkajmy sie
-Nie mogę teraz. Szkoła
-Będę czekać przed wejściem za 10 minut-rozłączyłam się szybko i wróciłam do mojego ucznia
-Problemy z chłopakiem?-zapytał unosząc brew i uśmiechając się bezczelnie
-Nie twój interes-mruknęłam sprawdzając zadanie
-Nareszcie zrobiłeś dobrze. Mogę już iść
-Nie tak szybko. Mamy siedzieć tu do końca lekcji-opadłam z powrotem na krzesło na przeciwko niego i czekałam na dzwonek wpatrując się w zegar
-Ciekawy naszyjnik-zagaił, a ja od razu złapałam w palce medalik za smokiem i uśmiechnęłam się pod nosem
-Tak...Nath zawsze miał inny gust od wszystkich
-Kim jest Nath?-zapytał pochylając się delikatnie w moją stronę i patrząc mi w oczy.
-Był moim przyjacielem-odparłam siląc się na naturalny ton głosu
-Już nie jest?
-On nie...-moją wypowiedź przerwał dzwonek. Szybko zabrałam torbę i wyszłam z klasy, aby nie musieć ciągnąc tej rozmowy
-Alex zaczekaj!-usłyszałam krzyk Harry'ego i mimo że chciałam go zignorować coś kazało mi się zatrzymać. Stałam nie wiedząc dlaczego właściwie to robię
-Co z nim?-zapytał chłopak stając przede mną i kładąc mi dłoń na ramieniu, przez co przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Spojrzałam w jego piękne szmaragdowe oczy i biorąc głęboki oddech wyszeptałam
-On zmarł na białaczkę cztery miesiące temu....-w oczach zamigotały łzy, więc spuściłam głowę i zacisnęłam powieki nie pozwalając słonej cieczy wydostać się na zewnątrz
-Tak mi przykro Alex...-usłyszałam szept loczka tuż nad moim uchem. Czułam jego niespokojny oddech na moich włosach. Pociągnęłam nosem i podniosłam głowę i o mało co nie pisnęłam. Twarz chłopaka znalazła się bardzo blisko mojej. Jego oczy tak mnie hipnotyzowały że nie mogłam jasno myśleć. Jednak wiedziałam że muszę wziąć się w garść i nie mogę okazać słabości
-Nie ważne. Muszę iść-wykorzystując chwilę szubko wyminęłam zielonookiego
-Zaczekaj, porozmawiajmy
-Nie mamy o czy-warknęłam i przyśpieszając kroku i nie obracając się za siebie ruszyłam do głównego wyjścia.  

poniedziałek, 18 listopada 2013

rozdział III

Nowy dzień i nowe nadzieje, niestety złudne. Na sam początek fizyka. Wszystko było by w porządku, ponieważ przedmioty ścisłe opanowałam już dawno, lecz muszę siedzieć obok tych lalusiów.
-Alexandro świetnie poszła Ci kartkówka-rzekła z podziwem nauczycielka z wąsami, kładąc przede mną kartkę, na której widniała duża czerwona szóstka-może chciała byś dołączyć do szkolnego kółka fizyków?
-Przykro mi, nie interesuje mnie marnowanie czasu, na przesiadywanie z kujonami bez życia osobistego, rozmawiającymi jak wspaniale się bawili w piątkowy wieczór rozwiązując nadprogramowe zadania z fizyki-odparłam nie odrywając wzroku od zeszytu w którym notowałam właśnie nowy tekst piosenki
-Harry, znów jedynka-westchnęłam kobieta-wiesz ze możesz nie zdać z takimi ocenami
-Stary, jak się nie poprawisz nie wystąpimy-szepnął blondyn siedzący obok mnie
-Niall ma rację, więc może koleżanka Alexandra zgodzi sie Ci troszkę pomóc w nauce-słysząc swoje imię momentalnie podniosłam głowę i odparłam
-Przykro mi nie mam czasu
-To lepiej znajdź. We wtorki na siódmej lekcji będziesz spotykać sie z Harrym i pomagać mu opanować materiał. Nie możemy pozwolić aby twój potencjał się zmarnował, a Pan Styles powinien spełnić twoje kryteria, w końcu jest dość popularny i na pewno będzie miał co opowiadać.
Kobieta nie słuchała moich protestów i po prostu odeszła ignorując mnie. Z dzwonkiem wściekła wrzuciłam wszystko do torby, i wręcz wybiegłam z klasy. Usiadłam na stołówce, przy stoliku na uboczu i ponownie otworzyłam zeszyt
-Możemy pogadać?-usłyszałam nad sobą głos z lekko chrypką. Podniosłam głowę i tym kimś okazał się nie kto inny jak Styles
-Czego chcesz? Nie dość ze muszę cie uczy to jeszcze mi się naprzykrzasz-warknęłam chcą jak najszybciej się go pozbyć
-Teraz czy chcesz czy nie, jesteś na mnie skazana- odparł opadając na krzesło na przeciw mnie. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Nie był ani zadowolony ani smutny
-Gdyby to ode mnie zależało, to chętnie przeniosła bym sie do innej klasy aby byc jak najdalej od ciebie-rzuciłam oschle
-Wiem to
-To świetnie. A teraz zjeżdżaj do swoich kumpli bo zabiorą Ci wszystkie super plastikowe panny, które nie-wiadomo co w tobie widzą-prychnęłam
-Jesteś po prostu zazdrosna że ja mam branie a ty nie
-Chciał byś
-Wiem ze tak jest. Choć szczerze mówiąc-zmierzył mnie wzrokom od stup do głów- jesteś całkiem niezła-puścił mi oczko uśmiechając sie zadziornie i odszedł. Zacisnęłam dłonie w pięści, aby nie krzyknąć, albo czegoś temu idiocie nie zrobić. Alex oddychaj głęboko. Spojrzałam w stronę stolika "pedałków" który był wręcz oblegany przez te tapeciary. Schowałam wszystko do torby i ruszyłam poszukać miejsca z dala od tego wszystkiego. Tym miejscem okazała sie szkolna sala taneczna. Jedna ściana była cała w lustrach, a na wysokości bioder przymocowana była barierka. Podeszła i przejechałam wzdłuż niej opuszkami palców. Brakowało mi występów, ale nie mogłam do tego wrócić, nie po tym co się stało ostatnim razem gdy byłam na scenie. Położyłam torbę pod ścianą i upewniłam sie czy na pewno nikogo tu nie ma. Usiadłam na podłodze patrząc w swoje lustrzane odbicie. Idealnie proste czerwone włosy do pasa, duże zielone oczy, mocny makijaż, blade usta. To nie byłam prawdziwa ja, ale teraz musiałam założyć tą maskę codzienności. Nie chciałam być więcej zraniona i liczyłam sie z konsekwencjami jakie się z tym wiążą, czyli brak bliskości kogokolwiek, brak zaufania, brak miłości...
Dzwonek na lekcje wyrwał mnie z użalania się nad sobą. Wstałam otrzepując spodnie i zamiast na lekcje wyszłam niepostrzeżenie ze szkoły. Naciągnęłam kaptur na głowę i skradając się przy żywopłocie po chwili opuściłam mury szkoły. Zrzuciłam kaptur i wyciągnęłam telefon. Szłam zastanawiając się czy zadzwonić do Josha. Po tym co się wczoraj stało nie byłam pewna niczego. Z zamyślenia wyrwał mnie wibrujący w prawej dłoni telefon. Moje serce momentalnie przyśpieszyło. To on.
-Halo-rzuciłam beztrosko do telefonu, albo przynajmniej starałam się aby tak brzmiało
-Spotkajmy się-usłyszałam jego zachrypły głos
-Gdzie?-odparłam po chwili namysłu
-Tam gdzie zawsze. Będę czekał-rozłączyłam się i skręcając w wąską uliczkę całkowicie zmieniłam cel swojej podróży. Oddychając niespokojnie stanęłam przed dużym budynkiem, przy jednej z ciemnych uliczek. Wdech-wydech, wdech-wydech. Dobra jedziemy. Popchnęłam ciężkie drewniane drzwi i weszłam do słabo oświetlonego wnętrza. Nic tu się nie zmieniło. Ściany nadal były obskurne, a w powietrzu dało się wyczuć wilgoć. Ruszyłam korytarzem, po chwili skleciłam w prawo, przeszłam przez kolejne drzwi i dotarłam. W tak zwanym salonie siedział Josh ze swoimi kumplami. Dwie kanapy stały na przeciwko siebie, a między nimi był mały, zniszczony już stolik, całkowicie zawalony pustymi butelkami po najtańszym piwie, kilkoma petami i pozostałością po paczce fajek
-O Lex nareszcie jesteś, kope lat!-rzekł brunet leniwie podnosząc się z brudnej kanapy i rozkładając ramiona
-Daruj sobie Max-mruknęła ignorując chłopaka-czego ode mnie chciałeś?-zwróciłam się do Josha chłodnym tonem
-Pamiętasz, mówiłaś wczoraj że chcesz te prochy-wyciągnął z kieszeni tą sama torebeczkę z kilkoma tabletkami którą pokazywał mi wczoraj-a więc dobijemy targu?zapytał machając ją przed sobą. Założyłam ręce na piersi i uśmiechnęłam sie cwaniacko
-Co brakuje ci forsy,więc chcesz dobić targu?-spuścił głowę i wszyscy umilkli-hmmm ta cisza wnioskuje że mam racje. Żal mi cię, więc to wezmę-Podeszłam zabierając prochy z jego ręki, i rzucając banknot na stół obróciłam się na piecie i żwawym krokiem wyszłam z pomieszczenia. Zatrzasnęłam za sobą ostatnie drzwi i nareszcie mogła odetchnąć pełną piersią, nareszcie prawie niewyczuwalny był ten stęchły i duszący zapach. Nowy nabytek ukryłam głęboko w kieszeni obcisłych jeansów i nie obracając się za siebie ruszyłam już prosto do domu. Byłam tam po niecałych 20 minutach. Jak zwykle, zatrzasnęłam się w pokoju. Torbę rzuciłam w kąt, a sama usiadłam na łóżku próbując uspokoić oddech. Gdy to mi się udało wydobyłam z kieszeni prochy i wysypałam dwie malutkie tabletki na otwartą dłoń, badawczo im się przeglądając. Na oko przypominały zwykłe tabletki na ból brzucha. Niewiele myśląc szybko połknęłam obie. Położyłam się na plecach wpatrując sie w sufit zaczęłam poważnie się zastanawiać czy ten ćpun przypadkiem mnie nie oszukał. Gdy podniosłam się do pozycji siedzącej już byłam pewna. To na sto procent było coś niezłego. Obraz tak śmiesznie wirował, i wszystko było takie jaskrawe. Chwiejnym krokiem podeszłam do drzwi i otworzyłam je powoli. Podtrzymując się ściany z błogim uśmiechem ruszyłam do kuchni. Jedyne co pamiętam to, ze doszłam tam i bezwładnie opadłam na podłogę. Nie mogłam sie podnieść, i dostałam głupawki. Śmiałam sie tak długo, aż cała powierzchnia mojego ciała zetknęła sie z przyjemnymi zimnymi płytkami. Później ogarnęła mnie senność, i nastała ciemność...


*

Proszę komentujcie, a jeśli macie jakieś uwagi to piszcie na maila : aleksandra0609@onet.pl

poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział II

Trwałam tak dłuższy czas po prostu siedząc. Nie czułam nic i było mi tak dobrze. Po prostu siedziałam i wpatrywałam sie w ciemność za oknem. Mój blogi stan trwał by dalej, lecz ktoś bez pukania wtargnął do mojego pokoju. Obróciłam głowę w stronę drzwi i ujrzałam wysoką i szczupłą postać
-Chcę z tobą porozmawiać-rzekł Tom stając w drzwiach mojego pokoju
-O czym?-mruknęłam wrogo
-O tym jak wyglądasz.
-Zapowiada sie ciekawie
-Jutro pójdziesz zmienić ten okropny kolor włosów na jakiś normalny, wyrzucisz te wszystkie satanistyczne ubrania i nie będziesz się tak mocno malować
-Odwal się ode mnie. Nie jesteś moim ojcem żeby mi rozkazywać. A teraz wyjdź-aż gotował sie ze złości, ale wyszedł. Złapałam za telefon i wybrałam numer Josha. Nie wiem dlaczego to robię, skoro wiem że i tak nie odbierze.
-Alex?-z zamyślenia wyrwał mnie głos w słuchawce
-Josh?-zapytałam z niedowierzaniem
-Tak. Co u Ciebie Lex?
-A jak myślisz?!Gdzie ty do cholery byłeś przez ten cały czas?!
-A szwendałem się tam i tu. Spotkajmy sie to Ci wszystko opowiem
-Nie mogę. Tom przyjechał
-To będzie jeszcze zabawniej. Będę po ciebie za chwilę, szykuj się-zaśmiał sie chłopak
-Josh nie...-odpowiedział mi jednak dźwięk odkładanej słuchawki. Zmieniłam ubranie, na bardziej odpowiednie, w końcu to Joshie, z nim nigdy nic nie wiadomo.
          Wyszłam z pokoju słysząc dźwięk dzwonka do drzwi. W progu stał chłopak oparty o futrynę z cwaniackim uśmieszkiem, a Tom łypał na niego groźnie.
-Alex, aleś ty mi wyrosła-zagwizdał, na co ja uśmiechnęłam sie zadziornie i mijając ojczyma bez słowa, wyszliśmy z domu
-Wybierasz się gdzieś z nim? I myślisz ze na to pozwolę?-syknął Tom zatrzymując nas na ganku
-Myślę że nie masz za dużo do powiedzenia w tej sprawie-odparłam ze złosliwym uśmiechem. Wsiedliśmy na motor i pomknęliśmy opustoszałą już o tej porze ulicą.
Zatrzymaliśmy się dopiero w oświetlonym kilkoma latarniami małym parku. Usiedliśmy na ławce, ramię w ramię i oboje szukaliśmy słów by zacząć rozmowę
-Dlaczego wyjechałeś?-zebrałam się na odwagę i wyszeptałam w końcu
-To było trudne. Straciłem przyjaciela. Nie mogłem tu zostać...wszystko mi o nim przypominało
-Potrzebowałam Cię Josh...-rzekłam czując łzy pod powiekami
-Wiem Lex...Chciałem Cie zabrać, ale wiesz ze to by się źle dla nas obu skończyło. Wiedziałem że dasz radę. Jesteś silna i potrafisz...-odgarnął mi niesforny kosmyk z twarzy i spojrzał głęboko w oczy.
-I wydaje Ci się że naprawdę sobie radzę?! Wszyscy mówią żebym zapomniała, szła na przód, ale ja nie umiem. On był całym moim światem! -po moich policzkach spłynęły pierwsze łzy. 
Pozostawiły po sobie mokry ślad, który odbijał blask latarni.
-Przepraszam
-Jedno przepraszam nic nie zmieni...Musisz mi powiedzieć prawdę
-Dobrze. Zrobię wszystko, tylko mi wybacz-odparł pokornie
-Co Nathan brał od Ciebie gdy był w szpitalu?
-Co?-odparł zmieszany
-Nie udawaj, wiem że dawałeś mu prochy, powiedz mi jakie, i dlaczego je brał-mężczyzna co chwila otwierał i zamykał usta próbując coś powiedzieć, lecz nie wydobywał sie żaden dźwięk, a na jego twarzy dostrzegłam rozpacz. Sięgnął do prawej kieszeni zniszczonych jeansów i wyją torebeczkę z kilkoma małymi, białymi tabletkami
-To mieszanka kilku narkotyków. Uśmierza ból i wprowadza cie w stan euforii. Błagał abym załatwił coś co go choć trochę znieczuli. Zrozum, nie mogłem patrzeć jak mój przyjaciel cierpi. Zdobyłem to specjalnie dla niego, od zaufanego dilera z London Eye. Czysty towar, ale uzależnia.
-To go zabiło prawda?
-Po części na pewno...
-Daj mi to-wychrypiałam słabo
-Nie Lex-odparł stanowczo-nie możesz zmarnować sobie życia przez to świństwo
-Ty jakoś to robisz
-Ale ja już przegrałem, a ty masz po co żyć. Proszę Cię daj sobie szansę-położył mi dłoń na ramieniu, lecz szybko ją zrzuciłam. Nie potrzebowałam żeby mnie ktoś pouczał, a w szczególności nie on
-Odwieź mnie
-Dobrze
Ruszyliśmy w drogę powrotną.  Żadne z nas nie wracało do wcześniejsze rozmowy. 
Analizowałam wszystko po kolei. 
Każde słowo, każdy uśmiech i ból w oczach...nadal nie potrafię zrozumieć jak mógł mu coś takiego zrobić. Zatrzymaliśmy się pod moim domem. Bez słowa zeskoczyłam z maszyny i ruszyłam do drzwi. Josh chwycił mnie za nadgarstek, obrócił w swoją stronę i powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu
-Zadzwonię. A ty masz sobie dać radę w nowej szkole-pokiwałam lekko głową i szybkim krokiem ruszyłam do domu. Z łatwością pokonałam trzy małe schodki, otworzyłam drzwi i wiedziałam, że nie będzie łatwo. Jeszcze nie śpią.
-Moja panno o której to się wraca do domu?-krzyknął z salonu Tom
-Nie twoja sprawa-odwarknęłam słabo i skierowałam się do swojego pokoju, aby tam na spokojnie po raz kolejny wszystko przemyśleć.


*

A więc jest drugi rozdział. Ni wiem co mogę Wam powiedzieć...Jedynie chyba zebyscie komentowali :) Proszę piszcie cos tam na dole, bo nie wiem czy wam sie podoba i czy jest sens pisać dalej :)
Jeśli macie jakieś pytania, lub sugestie to proszę piszcie na GG: 32870242, albo maila aleksandra0609@onet.pl.
Chetnie wysłucham Waszych opini
Buziaki Lexy :*