czwartek, 9 stycznia 2014

Rozdział V

Od razu go zauważyłam, zresztą jego nie da się nie zauważyć. Stał przy swoim motorze i bajerował jakieś laski. Wywróciłam tylko oczami bo ciągle to robi i podeszłam do niego
-Josh
-O Lex już jesteś, to jest Amber i Monica
-Jasne, zjeżdżać mam sprawę do Josha-warknęła do tych tapeciar na co Amber podeszła bliżej i z cwaniackim uśmiechem
-Ty możesz podrywać mojego chłopaka a ja nie mogę twojego?
-Zainwestuj w okulary bo ta tapeta ci szkodzi nie podrywam żadnego twojego chłopaka-zakpiłam zakładając ręce na piersi
-Chyba zapomniałaś o Harrym Stylesie
-Proszę Cię, gdyby on był cokolwiek wart-odparłam uśmiechają sie do niej
-I tak wiem swoje. A ty lepiej uważaj bo pożałujesz. Idziemy-wymamrotała i odeszły. Nareszcie odeszły
-Chociaż tu byś sobie darował. Matka każe mi zostać w tej szkole do końca roku-mruknęłam wyciągając z torby miętowego papierosa i zapalając go. Zaciągnęłam się mocno, czując w płucach przyjemne mrowienie
-Miałaś przestać palić
-Miałeś ograniczyć ćpanie-odgryzłam się szybko
-Lex dała byś już spokój. Żałuje że cie tu zostawiłem samą okej? Nie możesz już być sobą?Musisz ciągle udawać?
-Nie chciałam sie z tobą spotkać żebyś robił mi wyrzuty. Już dawno nie jestem taka sama jak kiedyś, i nic nie udaję. Chcę sie tylko dowiedzieć ile i jak często mogę je brać
-A musisz je brać?-zapytał patrząc na mnie błagalnym wzrokiem-to może zrujnować ci życie
-Bez ryzyka nie ma zabawy-uśmiechnęłam się bezczelnie zadeptując niedopałek butem
-Josh!!-ktoś głośno krzyknął kilka metrów za nami. O nie...tym kimś okazało sie być One Direction
-Nowi kumple?Już wiedzą czym sie zajmujesz?
-Lex nie zrobisz mi tego
-Przekonamy się-odparłam dumnie na co chłopak westchnął i odparł
-Jedną najwyżej raz w tygodniu, inaczej szybko doprowadzisz się do uzależnienia, lub jak ktoś zauważy na odwyk. A i jak jesteś na haju pamiętaj żeby zawsze ktokolwiek był blisko. Ona rożnie działają i możesz zrobić coś głupiego
-I co takie trudne to było?-Josh nerwowo oglądał się w stronę grupy chłopców zbliżającej się do nas
-Nie mów im nic. Przyjęli mnie jako perkusistę a potrzebuję teraz kasy
-Oboje wiemy na co-mruknęła
-Lex błagam cię
-Niech ci będzie, ale pod warunkiem że gdy będę potrzebować prochów dasz mi je bez problemu
-Dobra
-Świetnie
-O stary widzę że mamy wspólną znajomą-odezwał sie Louis tuż za mną
-Znowu wy-mruknęłam i już chciałam odchodzić, lecz Josh mocno złapał mnie za nadgarstek i obrócił w swoja stronę
-Odezwę się niedługo
-Jak zawsze-odparłam wywracając oczami. Wyrwałam rękę z jego uścisku i szybkim krokiem opuściłam teren szkoły.
Dotarłam do domu w niecałe dziesięć minut i cieszyłam się że mam kolejny dzień w tej beznadziejnej szkole już za sobą.
-Kochanie to ty?-zawołała mama z kuchni
-Taa
-Chodź szybko mamy gościa-powlokła się do kuchni, a widok jaki tam zastałam kompletnie mnie zaskoczył. Stanęłam w drzwiach omiatając wszystkich wzrokiem
-Lex nawet nie wiesz jak tęskniłam-moja siostra rzuciła mi się na szyję. Tak Keira zawsze była doskonała. Jest starsza ode mnie o 6 lat i jest w trakcie planowania ślubu ze swoim narzeczonym Dylanem
-Ja też-odparłam cicho wtulając się w nią.
-Cześć mała-przywitał się Dylan uśmiechając się ciepło
-Jak podróż?
-Było wspaniale mówię Ci-odparła uśmiechnięta od ucha do ucha Keira. Usiedliśmy wszyscy przy stole w kuchni, a oni zaczęli opowiadać o swojej kilku miesięczną podróż do Ameryki południowej.
Kiedyś ja i Keira byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Jak kryłam ją gdy wymykała sie z domu na imprezy, ona mnie gdy z Nathem zabieraliśmy auto Toma żeby jechać za miasto w środku nocy. Wiedziałyśmy o sobie dosłownie wszystko, i gdyby cokolwiek się stało mogłyśmy na siebie liczyć. Ta silna więź która nas łączyła po części popsuła się gdy rok temu zaręczyła się z Dylanem, a do reszty zniszczyła ją choroba Nathana. Przesiadywałam z nim całe dnie w szpitalu, albo gdy miał przepustkę wyjeżdżaliśmy razem do Brighton. Jego rodzina miała tam domek letniskowy. Uwielbiał to miejsce. Zaraz po pogrzebie mojego przyjaciela wyjechali do Ameryki, przeżyć przygodę życia.
-Słuchasz mnie Lexy?-z zamyślenia wyrwał mnie głos siostry
-Tak ja po prostu...lepiej pójdę do siebie-wstałam z krzesła i ruszyłam. Zanim zamknęłam drzwi do moich uszu dotarł jeszcze szept mamy
-Josh wrócił, do tego nowa szkoła. Nie bardzo sobie radzi...
Wściekła rzuciłam torbę w kąt. No faktycznie dziwne że sobie nie radzę, skoro ona nawet nie raczy ze mną porozmawiać. To straszne ale prawdziwe; po jego śmierci przez pierwszy tydzień wszyscy mi współczuli, a potem uznali że jst dobrze i już nie potrzebuje wsparcia, ani opieki. Wzięłam w ręce bluzę i wsadziłam rękę do kieszeni. Na mojej twarzy pojawiał się cień uśmiechu, gdy palce odszukały to czego pragnęłam. Wyjęłam jedną tabletkę i ułożyłam ją na dłoni. Już chciałam wziąć ją do ust, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko schowałam tabletkę s powrotem i rzucając ciche "proszę" usiadłam na łóżku włączając tablet.
-Lex możemy pogadać?-zapytała siostra wchodząc i cicho zamykając drzwi
-Jasne. Tylko o czym my mamy gadać?-zapytałam podnosząc na nią pusty wzrok.
-Przepraszam ze cię wtedy zostawiła-szepnęła siadając na krawędzi łóżka
-To już nieważne-mruknęłam
-Wcale nie. To ważne. Bo zostawiłam cię, tylko po to by spędzić trochę czasu z Dylanem...a ty mnie wtedy potrzebowałaś
-Jak widzisz poradziłam sobie
-Za dobrze cię znam żeby w to uwierzyć-odparła głaszcząc mnie po włosach; robiła tak zawsze gdy chciała mnie uspokoić
-A co mam ci niby powiedzieć? Że kompletnie się załamałam, do tej pory nie umiem sobie poradzić z tym ze jego nie ma i nie potrafię dopuścić do siebie nikogo?-wykrzyknęłam roniąc pierwsze łzy
-Obiecuję że od teraz już będę przy tobie-mocno mnie przytuliła i gdy trochę się uspokoiłam zachichotała-miałaś rację, faktycznie świetnie ci w tym kolorze włosów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz