Od
razu go zauważyłam, zresztą jego nie da się nie zauważyć. Stał
przy swoim motorze i bajerował jakieś laski. Wywróciłam tylko
oczami bo ciągle to robi i podeszłam do niego
-Josh
-O
Lex już jesteś, to jest Amber i Monica
-Jasne,
zjeżdżać mam sprawę do Josha-warknęła do tych tapeciar na co
Amber podeszła bliżej i z cwaniackim uśmiechem
-Ty
możesz podrywać mojego chłopaka a ja nie mogę twojego?
-Zainwestuj
w okulary bo ta tapeta ci szkodzi nie podrywam żadnego twojego
chłopaka-zakpiłam zakładając ręce na piersi
-Chyba
zapomniałaś o Harrym Stylesie
-Proszę
Cię, gdyby on był cokolwiek wart-odparłam uśmiechają sie do niej
-I
tak wiem swoje. A ty lepiej uważaj bo pożałujesz.
Idziemy-wymamrotała i odeszły. Nareszcie odeszły
-Chociaż
tu byś sobie darował. Matka każe mi zostać w tej szkole do końca
roku-mruknęłam wyciągając z torby miętowego papierosa i
zapalając go. Zaciągnęłam się mocno, czując w płucach
przyjemne mrowienie
-Miałaś
przestać palić
-Miałeś
ograniczyć ćpanie-odgryzłam się szybko
-Lex
dała byś już spokój. Żałuje że cie tu zostawiłem samą okej?
Nie możesz już być sobą?Musisz ciągle udawać?
-Nie
chciałam sie z tobą spotkać żebyś robił mi wyrzuty. Już dawno
nie jestem taka sama jak kiedyś, i nic nie udaję. Chcę sie tylko
dowiedzieć ile i jak często mogę je brać
-A
musisz je brać?-zapytał patrząc na mnie błagalnym wzrokiem-to
może zrujnować ci życie
-Bez
ryzyka nie ma zabawy-uśmiechnęłam się bezczelnie zadeptując
niedopałek butem
-Josh!!-ktoś
głośno krzyknął kilka metrów za nami. O nie...tym kimś okazało
sie być One Direction
-Nowi
kumple?Już wiedzą czym sie zajmujesz?
-Lex
nie zrobisz mi tego
-Przekonamy
się-odparłam dumnie na co chłopak westchnął i odparł
-Jedną
najwyżej raz w tygodniu, inaczej szybko doprowadzisz się do
uzależnienia, lub jak ktoś zauważy na odwyk. A i jak jesteś na
haju pamiętaj żeby zawsze ktokolwiek był blisko. Ona rożnie
działają i możesz zrobić coś głupiego
-I
co takie trudne to było?-Josh nerwowo oglądał się w stronę grupy
chłopców zbliżającej się do nas
-Nie
mów im nic. Przyjęli mnie jako perkusistę a potrzebuję teraz kasy
-Oboje
wiemy na co-mruknęła
-Lex
błagam cię
-Niech
ci będzie, ale pod warunkiem że gdy będę potrzebować prochów
dasz mi je bez problemu
-Dobra
-Świetnie
-O
stary widzę że mamy wspólną znajomą-odezwał sie Louis tuż za
mną
-Znowu
wy-mruknęłam i już chciałam odchodzić, lecz Josh mocno złapał
mnie za nadgarstek i obrócił w swoja stronę
-Odezwę
się niedługo
-Jak
zawsze-odparłam wywracając oczami. Wyrwałam rękę z jego uścisku
i szybkim krokiem opuściłam teren szkoły.
Dotarłam
do domu w niecałe dziesięć minut i cieszyłam się że mam kolejny
dzień w tej beznadziejnej szkole już za sobą.
-Kochanie
to ty?-zawołała mama z kuchni
-Taa
-Chodź
szybko mamy gościa-powlokła się do kuchni, a widok jaki tam
zastałam kompletnie mnie zaskoczył. Stanęłam w drzwiach omiatając
wszystkich wzrokiem
-Lex
nawet nie wiesz jak tęskniłam-moja siostra rzuciła mi się na
szyję. Tak Keira zawsze była doskonała. Jest starsza ode mnie o 6
lat i jest w trakcie planowania ślubu ze swoim narzeczonym Dylanem
-Ja
też-odparłam cicho wtulając się w nią.
-Cześć
mała-przywitał się Dylan uśmiechając się ciepło
-Jak
podróż?
-Było
wspaniale mówię Ci-odparła uśmiechnięta od ucha do ucha Keira.
Usiedliśmy wszyscy przy stole w kuchni, a oni zaczęli opowiadać o
swojej kilku miesięczną podróż do Ameryki południowej.
Kiedyś
ja i Keira byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Jak kryłam ją
gdy wymykała sie z domu na imprezy, ona mnie gdy z Nathem
zabieraliśmy auto Toma żeby jechać za miasto w środku nocy.
Wiedziałyśmy o sobie dosłownie wszystko, i gdyby cokolwiek się
stało mogłyśmy na siebie liczyć. Ta silna więź która nas
łączyła po części popsuła się gdy rok temu zaręczyła się z
Dylanem, a do reszty zniszczyła ją choroba Nathana. Przesiadywałam
z nim całe dnie w szpitalu, albo gdy miał przepustkę wyjeżdżaliśmy
razem do Brighton.
Jego rodzina miała tam domek letniskowy. Uwielbiał to miejsce.
Zaraz po pogrzebie mojego przyjaciela wyjechali do Ameryki, przeżyć
przygodę życia.
-Słuchasz
mnie Lexy?-z zamyślenia wyrwał mnie głos siostry
-Tak
ja po prostu...lepiej pójdę do siebie-wstałam z krzesła i
ruszyłam. Zanim zamknęłam drzwi do moich uszu dotarł jeszcze
szept mamy
-Josh
wrócił, do tego nowa szkoła. Nie bardzo sobie radzi...
Wściekła
rzuciłam torbę w kąt. No faktycznie dziwne że sobie nie radzę,
skoro ona nawet nie raczy ze mną porozmawiać. To straszne ale
prawdziwe; po jego śmierci przez pierwszy tydzień wszyscy mi
współczuli, a potem uznali że jst dobrze i już nie potrzebuje
wsparcia, ani opieki. Wzięłam w ręce bluzę i wsadziłam rękę do
kieszeni. Na mojej twarzy pojawiał się cień uśmiechu, gdy palce
odszukały to czego pragnęłam. Wyjęłam jedną tabletkę i
ułożyłam ją na dłoni. Już chciałam wziąć ją do ust, gdy
usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko schowałam tabletkę s powrotem
i rzucając ciche "proszę" usiadłam na łóżku włączając
tablet.
-Lex
możemy pogadać?-zapytała siostra wchodząc i cicho zamykając
drzwi
-Jasne.
Tylko o czym my mamy gadać?-zapytałam podnosząc na nią pusty
wzrok.
-Przepraszam
ze cię wtedy zostawiła-szepnęła siadając na krawędzi łóżka
-To
już nieważne-mruknęłam
-Wcale
nie. To ważne. Bo zostawiłam cię, tylko po to by spędzić trochę
czasu z Dylanem...a ty mnie wtedy potrzebowałaś
-Jak
widzisz poradziłam sobie
-Za
dobrze cię znam żeby w to uwierzyć-odparła głaszcząc mnie po
włosach; robiła tak zawsze gdy chciała mnie uspokoić
-A
co mam ci niby powiedzieć? Że kompletnie się załamałam, do tej
pory nie umiem sobie poradzić z tym ze jego nie ma i nie potrafię
dopuścić do siebie nikogo?-wykrzyknęłam roniąc pierwsze łzy
-Obiecuję
że od teraz już będę przy tobie-mocno mnie przytuliła i gdy
trochę się uspokoiłam zachichotała-miałaś rację, faktycznie
świetnie ci w tym kolorze włosów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz