poniedziałek, 18 listopada 2013

rozdział III

Nowy dzień i nowe nadzieje, niestety złudne. Na sam początek fizyka. Wszystko było by w porządku, ponieważ przedmioty ścisłe opanowałam już dawno, lecz muszę siedzieć obok tych lalusiów.
-Alexandro świetnie poszła Ci kartkówka-rzekła z podziwem nauczycielka z wąsami, kładąc przede mną kartkę, na której widniała duża czerwona szóstka-może chciała byś dołączyć do szkolnego kółka fizyków?
-Przykro mi, nie interesuje mnie marnowanie czasu, na przesiadywanie z kujonami bez życia osobistego, rozmawiającymi jak wspaniale się bawili w piątkowy wieczór rozwiązując nadprogramowe zadania z fizyki-odparłam nie odrywając wzroku od zeszytu w którym notowałam właśnie nowy tekst piosenki
-Harry, znów jedynka-westchnęłam kobieta-wiesz ze możesz nie zdać z takimi ocenami
-Stary, jak się nie poprawisz nie wystąpimy-szepnął blondyn siedzący obok mnie
-Niall ma rację, więc może koleżanka Alexandra zgodzi sie Ci troszkę pomóc w nauce-słysząc swoje imię momentalnie podniosłam głowę i odparłam
-Przykro mi nie mam czasu
-To lepiej znajdź. We wtorki na siódmej lekcji będziesz spotykać sie z Harrym i pomagać mu opanować materiał. Nie możemy pozwolić aby twój potencjał się zmarnował, a Pan Styles powinien spełnić twoje kryteria, w końcu jest dość popularny i na pewno będzie miał co opowiadać.
Kobieta nie słuchała moich protestów i po prostu odeszła ignorując mnie. Z dzwonkiem wściekła wrzuciłam wszystko do torby, i wręcz wybiegłam z klasy. Usiadłam na stołówce, przy stoliku na uboczu i ponownie otworzyłam zeszyt
-Możemy pogadać?-usłyszałam nad sobą głos z lekko chrypką. Podniosłam głowę i tym kimś okazał się nie kto inny jak Styles
-Czego chcesz? Nie dość ze muszę cie uczy to jeszcze mi się naprzykrzasz-warknęłam chcą jak najszybciej się go pozbyć
-Teraz czy chcesz czy nie, jesteś na mnie skazana- odparł opadając na krzesło na przeciw mnie. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Nie był ani zadowolony ani smutny
-Gdyby to ode mnie zależało, to chętnie przeniosła bym sie do innej klasy aby byc jak najdalej od ciebie-rzuciłam oschle
-Wiem to
-To świetnie. A teraz zjeżdżaj do swoich kumpli bo zabiorą Ci wszystkie super plastikowe panny, które nie-wiadomo co w tobie widzą-prychnęłam
-Jesteś po prostu zazdrosna że ja mam branie a ty nie
-Chciał byś
-Wiem ze tak jest. Choć szczerze mówiąc-zmierzył mnie wzrokom od stup do głów- jesteś całkiem niezła-puścił mi oczko uśmiechając sie zadziornie i odszedł. Zacisnęłam dłonie w pięści, aby nie krzyknąć, albo czegoś temu idiocie nie zrobić. Alex oddychaj głęboko. Spojrzałam w stronę stolika "pedałków" który był wręcz oblegany przez te tapeciary. Schowałam wszystko do torby i ruszyłam poszukać miejsca z dala od tego wszystkiego. Tym miejscem okazała sie szkolna sala taneczna. Jedna ściana była cała w lustrach, a na wysokości bioder przymocowana była barierka. Podeszła i przejechałam wzdłuż niej opuszkami palców. Brakowało mi występów, ale nie mogłam do tego wrócić, nie po tym co się stało ostatnim razem gdy byłam na scenie. Położyłam torbę pod ścianą i upewniłam sie czy na pewno nikogo tu nie ma. Usiadłam na podłodze patrząc w swoje lustrzane odbicie. Idealnie proste czerwone włosy do pasa, duże zielone oczy, mocny makijaż, blade usta. To nie byłam prawdziwa ja, ale teraz musiałam założyć tą maskę codzienności. Nie chciałam być więcej zraniona i liczyłam sie z konsekwencjami jakie się z tym wiążą, czyli brak bliskości kogokolwiek, brak zaufania, brak miłości...
Dzwonek na lekcje wyrwał mnie z użalania się nad sobą. Wstałam otrzepując spodnie i zamiast na lekcje wyszłam niepostrzeżenie ze szkoły. Naciągnęłam kaptur na głowę i skradając się przy żywopłocie po chwili opuściłam mury szkoły. Zrzuciłam kaptur i wyciągnęłam telefon. Szłam zastanawiając się czy zadzwonić do Josha. Po tym co się wczoraj stało nie byłam pewna niczego. Z zamyślenia wyrwał mnie wibrujący w prawej dłoni telefon. Moje serce momentalnie przyśpieszyło. To on.
-Halo-rzuciłam beztrosko do telefonu, albo przynajmniej starałam się aby tak brzmiało
-Spotkajmy się-usłyszałam jego zachrypły głos
-Gdzie?-odparłam po chwili namysłu
-Tam gdzie zawsze. Będę czekał-rozłączyłam się i skręcając w wąską uliczkę całkowicie zmieniłam cel swojej podróży. Oddychając niespokojnie stanęłam przed dużym budynkiem, przy jednej z ciemnych uliczek. Wdech-wydech, wdech-wydech. Dobra jedziemy. Popchnęłam ciężkie drewniane drzwi i weszłam do słabo oświetlonego wnętrza. Nic tu się nie zmieniło. Ściany nadal były obskurne, a w powietrzu dało się wyczuć wilgoć. Ruszyłam korytarzem, po chwili skleciłam w prawo, przeszłam przez kolejne drzwi i dotarłam. W tak zwanym salonie siedział Josh ze swoimi kumplami. Dwie kanapy stały na przeciwko siebie, a między nimi był mały, zniszczony już stolik, całkowicie zawalony pustymi butelkami po najtańszym piwie, kilkoma petami i pozostałością po paczce fajek
-O Lex nareszcie jesteś, kope lat!-rzekł brunet leniwie podnosząc się z brudnej kanapy i rozkładając ramiona
-Daruj sobie Max-mruknęła ignorując chłopaka-czego ode mnie chciałeś?-zwróciłam się do Josha chłodnym tonem
-Pamiętasz, mówiłaś wczoraj że chcesz te prochy-wyciągnął z kieszeni tą sama torebeczkę z kilkoma tabletkami którą pokazywał mi wczoraj-a więc dobijemy targu?zapytał machając ją przed sobą. Założyłam ręce na piersi i uśmiechnęłam sie cwaniacko
-Co brakuje ci forsy,więc chcesz dobić targu?-spuścił głowę i wszyscy umilkli-hmmm ta cisza wnioskuje że mam racje. Żal mi cię, więc to wezmę-Podeszłam zabierając prochy z jego ręki, i rzucając banknot na stół obróciłam się na piecie i żwawym krokiem wyszłam z pomieszczenia. Zatrzasnęłam za sobą ostatnie drzwi i nareszcie mogła odetchnąć pełną piersią, nareszcie prawie niewyczuwalny był ten stęchły i duszący zapach. Nowy nabytek ukryłam głęboko w kieszeni obcisłych jeansów i nie obracając się za siebie ruszyłam już prosto do domu. Byłam tam po niecałych 20 minutach. Jak zwykle, zatrzasnęłam się w pokoju. Torbę rzuciłam w kąt, a sama usiadłam na łóżku próbując uspokoić oddech. Gdy to mi się udało wydobyłam z kieszeni prochy i wysypałam dwie malutkie tabletki na otwartą dłoń, badawczo im się przeglądając. Na oko przypominały zwykłe tabletki na ból brzucha. Niewiele myśląc szybko połknęłam obie. Położyłam się na plecach wpatrując sie w sufit zaczęłam poważnie się zastanawiać czy ten ćpun przypadkiem mnie nie oszukał. Gdy podniosłam się do pozycji siedzącej już byłam pewna. To na sto procent było coś niezłego. Obraz tak śmiesznie wirował, i wszystko było takie jaskrawe. Chwiejnym krokiem podeszłam do drzwi i otworzyłam je powoli. Podtrzymując się ściany z błogim uśmiechem ruszyłam do kuchni. Jedyne co pamiętam to, ze doszłam tam i bezwładnie opadłam na podłogę. Nie mogłam sie podnieść, i dostałam głupawki. Śmiałam sie tak długo, aż cała powierzchnia mojego ciała zetknęła sie z przyjemnymi zimnymi płytkami. Później ogarnęła mnie senność, i nastała ciemność...


*

Proszę komentujcie, a jeśli macie jakieś uwagi to piszcie na maila : aleksandra0609@onet.pl