niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział IV

-Dziecko wstawaj już! Alex!-usłyszałam stłumiony kobiecy głos, którego nie byłam w stanie rozpoznać. Podniosłam lekko głowę z poduszki i ujrzała przed sobą matkę, klęczącą przy moim łóżku i szturchającą mnie w ramię
-No nareszcie-wykrzyknęła
-Co się stało?-wychrypiałam słabo podnosząc się do pozycji siedzącej
-To chyba ja powinnam się ciebie o to zapytać nie sądzisz? Znalazłam Cię wczoraj nieprzytomną w kuchni na podłodze! Coś ty ze sobą zrobiła?!-jej krzyk odbijał sie echem w mojej głowie
-Nic. Nie wiem-nie byłam w stanie racjonalnie ocenić tego co się wczoraj stało. Wszystko wirowało. Śmiałam się. A na koniec ta ciemność...
-Ma sie to więcej nie powtórzyć-pogroziła i palcem wstając-A teraz ubieraj się, bo spóźnisz sie do szkoły-rzuciła przez ramię wychodząc. Ociężale wstałam z łóźka i powlokłam się do szafy. Jak zwykle stosownie do ojej maski codzienności dobrałam ubrania i makijaż, aby później stać się opanowaną, chłodną i wyniosłą suką. Ostre określenie, ale tak musi już być. No jasne. Jak zwykle dzień musiał zacząć się wręcz idealną Londyńską pogodą, którą uwielbiałam. Naciągnęłam kaptur na głowę, jak najmocniej tylko się dało i ruszyłam szybko do szkoły. Gdy przekroczyłam wysokie mury ponurej szkoły przeszły mnie dreszcze. Nie chciałam tu być. Chciałam po prostu przetrwać do końca roku szkolnego. Dotarłam do klasy, gdzie nie było za wiele osób, oprócz paru kujonów, którzy jak zwykle patrzyli na mnie jakoś dziko. Zajęłam miejsce w pojedynczej ławce na samym końcu. Wyjęłam telefon i próbowałam skontaktować się z Joshem. Muszę sie przecież dowiedzieć co to za tabletki, i dlaczego właśnie tak na mnie zadziałały.
-Witaj koleżanko-podniosłam wzrok z ekranu komórki i ujrzałam Niall'a
-Daj se siana-mruknęłam i zaczęłam pisać kolejną wiadomość
-Niall daruj sobie uprzejmości, nasza mała złośnica nie ma ochoty na pogawędkę. Nie ma sensu tracić czasu dla kogoś....takiego-odparł beztrosko Styles
-Takiego czyli jakiego co?-warknęłam oburzona odkładając z hukiem telefon na ławkę i mierząc lokatego wściekłym spojrzeniem
-Kogoś o tak małym intelekcie
-Ha ale jakoś to ja tobie mam pomagać w lekcjach a nie ty mnie. Czyżbyś zapomniał?
-Niestety nie mógł bym. Nauka nie jest najważniejsza, a ty poza tymi swoimi liczbami nic więcej nie potrafisz
-Na twoim miejscu nie była bym tego taka pewna-odparłam uśmiechając sie pod nosem. Chłopak nie zdążył mi odpyskować bo do klasy weszła nauczycielka. Niestety zajął miejsce przede mną i musiałam słuchać jego irytujących komentarzy całe 45 minut. Gdy lekcje dobiegły końca, a ja już byłam pewna że uwolniłam sie od tej bandy idiotów usłyszałam za sobą głos
-Chyba nie zapomniałaś o dzisiejszych korepetycjach
-Szlag-zaklęłam cicho pod nosem i odwróciłam się przede do rozmówcy
-Hetter powiedziała że mamy być w sali 314. Będzie tam zaglądać
-Chodź i miejmy to z głowy- ruszyłam zostawiając chłopaka w tyle. Stukot moich wysokich obcasów odbijał się echem, a nieliczni którzy mijali mnie patrzyli z przerażeniem. Myślałam że ta lekcja minie szybko. Niestety. Ten człowiek jest tak mało kumaty że tłumaczenie po 10 razy jednego przykładu to za mało. Zbawienna byłą dla mnie wibracja telefonu, oznaczająca iż ktoś dzwoni. Szybko rzuciła okiem na wyświetlacz i odeszłam do okna wściekle sycząc do słuchawki
-Josh do cholery co sie z tobą działo?! Od rana próbuję się do Ciebie dodzwonić
-Sorry Lex. Odsypiałem wczorajszą imprezę. Żałuj ze cię nie było, było mega..
-Josh!-warknęłam przerywając jego monolog
-Coś sie stało?-zapytał juz nieco poważniej
-Musimy pogadać o tym co wczoraj mi dałeś
-Co ci dałem?
-Błagam skup się. To o co prosiłam cię w parku
-Aaa o to chodzi. Coś nie tak? Nie działa czy jak?
-Działą i sęk w ty że aż za dobrze
-Ile wzięłaś?
-Dwie
-Lex czyś ty do reszty zwariowała? To cie mogło zabić
-Gdybyś raczył mi o ty wcześniej powiedzieć to nie było by problemu!
-Spotkajmy sie
-Nie mogę teraz. Szkoła
-Będę czekać przed wejściem za 10 minut-rozłączyłam się szybko i wróciłam do mojego ucznia
-Problemy z chłopakiem?-zapytał unosząc brew i uśmiechając się bezczelnie
-Nie twój interes-mruknęłam sprawdzając zadanie
-Nareszcie zrobiłeś dobrze. Mogę już iść
-Nie tak szybko. Mamy siedzieć tu do końca lekcji-opadłam z powrotem na krzesło na przeciwko niego i czekałam na dzwonek wpatrując się w zegar
-Ciekawy naszyjnik-zagaił, a ja od razu złapałam w palce medalik za smokiem i uśmiechnęłam się pod nosem
-Tak...Nath zawsze miał inny gust od wszystkich
-Kim jest Nath?-zapytał pochylając się delikatnie w moją stronę i patrząc mi w oczy.
-Był moim przyjacielem-odparłam siląc się na naturalny ton głosu
-Już nie jest?
-On nie...-moją wypowiedź przerwał dzwonek. Szybko zabrałam torbę i wyszłam z klasy, aby nie musieć ciągnąc tej rozmowy
-Alex zaczekaj!-usłyszałam krzyk Harry'ego i mimo że chciałam go zignorować coś kazało mi się zatrzymać. Stałam nie wiedząc dlaczego właściwie to robię
-Co z nim?-zapytał chłopak stając przede mną i kładąc mi dłoń na ramieniu, przez co przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Spojrzałam w jego piękne szmaragdowe oczy i biorąc głęboki oddech wyszeptałam
-On zmarł na białaczkę cztery miesiące temu....-w oczach zamigotały łzy, więc spuściłam głowę i zacisnęłam powieki nie pozwalając słonej cieczy wydostać się na zewnątrz
-Tak mi przykro Alex...-usłyszałam szept loczka tuż nad moim uchem. Czułam jego niespokojny oddech na moich włosach. Pociągnęłam nosem i podniosłam głowę i o mało co nie pisnęłam. Twarz chłopaka znalazła się bardzo blisko mojej. Jego oczy tak mnie hipnotyzowały że nie mogłam jasno myśleć. Jednak wiedziałam że muszę wziąć się w garść i nie mogę okazać słabości
-Nie ważne. Muszę iść-wykorzystując chwilę szubko wyminęłam zielonookiego
-Zaczekaj, porozmawiajmy
-Nie mamy o czy-warknęłam i przyśpieszając kroku i nie obracając się za siebie ruszyłam do głównego wyjścia.  

poniedziałek, 18 listopada 2013

rozdział III

Nowy dzień i nowe nadzieje, niestety złudne. Na sam początek fizyka. Wszystko było by w porządku, ponieważ przedmioty ścisłe opanowałam już dawno, lecz muszę siedzieć obok tych lalusiów.
-Alexandro świetnie poszła Ci kartkówka-rzekła z podziwem nauczycielka z wąsami, kładąc przede mną kartkę, na której widniała duża czerwona szóstka-może chciała byś dołączyć do szkolnego kółka fizyków?
-Przykro mi, nie interesuje mnie marnowanie czasu, na przesiadywanie z kujonami bez życia osobistego, rozmawiającymi jak wspaniale się bawili w piątkowy wieczór rozwiązując nadprogramowe zadania z fizyki-odparłam nie odrywając wzroku od zeszytu w którym notowałam właśnie nowy tekst piosenki
-Harry, znów jedynka-westchnęłam kobieta-wiesz ze możesz nie zdać z takimi ocenami
-Stary, jak się nie poprawisz nie wystąpimy-szepnął blondyn siedzący obok mnie
-Niall ma rację, więc może koleżanka Alexandra zgodzi sie Ci troszkę pomóc w nauce-słysząc swoje imię momentalnie podniosłam głowę i odparłam
-Przykro mi nie mam czasu
-To lepiej znajdź. We wtorki na siódmej lekcji będziesz spotykać sie z Harrym i pomagać mu opanować materiał. Nie możemy pozwolić aby twój potencjał się zmarnował, a Pan Styles powinien spełnić twoje kryteria, w końcu jest dość popularny i na pewno będzie miał co opowiadać.
Kobieta nie słuchała moich protestów i po prostu odeszła ignorując mnie. Z dzwonkiem wściekła wrzuciłam wszystko do torby, i wręcz wybiegłam z klasy. Usiadłam na stołówce, przy stoliku na uboczu i ponownie otworzyłam zeszyt
-Możemy pogadać?-usłyszałam nad sobą głos z lekko chrypką. Podniosłam głowę i tym kimś okazał się nie kto inny jak Styles
-Czego chcesz? Nie dość ze muszę cie uczy to jeszcze mi się naprzykrzasz-warknęłam chcą jak najszybciej się go pozbyć
-Teraz czy chcesz czy nie, jesteś na mnie skazana- odparł opadając na krzesło na przeciw mnie. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Nie był ani zadowolony ani smutny
-Gdyby to ode mnie zależało, to chętnie przeniosła bym sie do innej klasy aby byc jak najdalej od ciebie-rzuciłam oschle
-Wiem to
-To świetnie. A teraz zjeżdżaj do swoich kumpli bo zabiorą Ci wszystkie super plastikowe panny, które nie-wiadomo co w tobie widzą-prychnęłam
-Jesteś po prostu zazdrosna że ja mam branie a ty nie
-Chciał byś
-Wiem ze tak jest. Choć szczerze mówiąc-zmierzył mnie wzrokom od stup do głów- jesteś całkiem niezła-puścił mi oczko uśmiechając sie zadziornie i odszedł. Zacisnęłam dłonie w pięści, aby nie krzyknąć, albo czegoś temu idiocie nie zrobić. Alex oddychaj głęboko. Spojrzałam w stronę stolika "pedałków" który był wręcz oblegany przez te tapeciary. Schowałam wszystko do torby i ruszyłam poszukać miejsca z dala od tego wszystkiego. Tym miejscem okazała sie szkolna sala taneczna. Jedna ściana była cała w lustrach, a na wysokości bioder przymocowana była barierka. Podeszła i przejechałam wzdłuż niej opuszkami palców. Brakowało mi występów, ale nie mogłam do tego wrócić, nie po tym co się stało ostatnim razem gdy byłam na scenie. Położyłam torbę pod ścianą i upewniłam sie czy na pewno nikogo tu nie ma. Usiadłam na podłodze patrząc w swoje lustrzane odbicie. Idealnie proste czerwone włosy do pasa, duże zielone oczy, mocny makijaż, blade usta. To nie byłam prawdziwa ja, ale teraz musiałam założyć tą maskę codzienności. Nie chciałam być więcej zraniona i liczyłam sie z konsekwencjami jakie się z tym wiążą, czyli brak bliskości kogokolwiek, brak zaufania, brak miłości...
Dzwonek na lekcje wyrwał mnie z użalania się nad sobą. Wstałam otrzepując spodnie i zamiast na lekcje wyszłam niepostrzeżenie ze szkoły. Naciągnęłam kaptur na głowę i skradając się przy żywopłocie po chwili opuściłam mury szkoły. Zrzuciłam kaptur i wyciągnęłam telefon. Szłam zastanawiając się czy zadzwonić do Josha. Po tym co się wczoraj stało nie byłam pewna niczego. Z zamyślenia wyrwał mnie wibrujący w prawej dłoni telefon. Moje serce momentalnie przyśpieszyło. To on.
-Halo-rzuciłam beztrosko do telefonu, albo przynajmniej starałam się aby tak brzmiało
-Spotkajmy się-usłyszałam jego zachrypły głos
-Gdzie?-odparłam po chwili namysłu
-Tam gdzie zawsze. Będę czekał-rozłączyłam się i skręcając w wąską uliczkę całkowicie zmieniłam cel swojej podróży. Oddychając niespokojnie stanęłam przed dużym budynkiem, przy jednej z ciemnych uliczek. Wdech-wydech, wdech-wydech. Dobra jedziemy. Popchnęłam ciężkie drewniane drzwi i weszłam do słabo oświetlonego wnętrza. Nic tu się nie zmieniło. Ściany nadal były obskurne, a w powietrzu dało się wyczuć wilgoć. Ruszyłam korytarzem, po chwili skleciłam w prawo, przeszłam przez kolejne drzwi i dotarłam. W tak zwanym salonie siedział Josh ze swoimi kumplami. Dwie kanapy stały na przeciwko siebie, a między nimi był mały, zniszczony już stolik, całkowicie zawalony pustymi butelkami po najtańszym piwie, kilkoma petami i pozostałością po paczce fajek
-O Lex nareszcie jesteś, kope lat!-rzekł brunet leniwie podnosząc się z brudnej kanapy i rozkładając ramiona
-Daruj sobie Max-mruknęła ignorując chłopaka-czego ode mnie chciałeś?-zwróciłam się do Josha chłodnym tonem
-Pamiętasz, mówiłaś wczoraj że chcesz te prochy-wyciągnął z kieszeni tą sama torebeczkę z kilkoma tabletkami którą pokazywał mi wczoraj-a więc dobijemy targu?zapytał machając ją przed sobą. Założyłam ręce na piersi i uśmiechnęłam sie cwaniacko
-Co brakuje ci forsy,więc chcesz dobić targu?-spuścił głowę i wszyscy umilkli-hmmm ta cisza wnioskuje że mam racje. Żal mi cię, więc to wezmę-Podeszłam zabierając prochy z jego ręki, i rzucając banknot na stół obróciłam się na piecie i żwawym krokiem wyszłam z pomieszczenia. Zatrzasnęłam za sobą ostatnie drzwi i nareszcie mogła odetchnąć pełną piersią, nareszcie prawie niewyczuwalny był ten stęchły i duszący zapach. Nowy nabytek ukryłam głęboko w kieszeni obcisłych jeansów i nie obracając się za siebie ruszyłam już prosto do domu. Byłam tam po niecałych 20 minutach. Jak zwykle, zatrzasnęłam się w pokoju. Torbę rzuciłam w kąt, a sama usiadłam na łóżku próbując uspokoić oddech. Gdy to mi się udało wydobyłam z kieszeni prochy i wysypałam dwie malutkie tabletki na otwartą dłoń, badawczo im się przeglądając. Na oko przypominały zwykłe tabletki na ból brzucha. Niewiele myśląc szybko połknęłam obie. Położyłam się na plecach wpatrując sie w sufit zaczęłam poważnie się zastanawiać czy ten ćpun przypadkiem mnie nie oszukał. Gdy podniosłam się do pozycji siedzącej już byłam pewna. To na sto procent było coś niezłego. Obraz tak śmiesznie wirował, i wszystko było takie jaskrawe. Chwiejnym krokiem podeszłam do drzwi i otworzyłam je powoli. Podtrzymując się ściany z błogim uśmiechem ruszyłam do kuchni. Jedyne co pamiętam to, ze doszłam tam i bezwładnie opadłam na podłogę. Nie mogłam sie podnieść, i dostałam głupawki. Śmiałam sie tak długo, aż cała powierzchnia mojego ciała zetknęła sie z przyjemnymi zimnymi płytkami. Później ogarnęła mnie senność, i nastała ciemność...


*

Proszę komentujcie, a jeśli macie jakieś uwagi to piszcie na maila : aleksandra0609@onet.pl

poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział II

Trwałam tak dłuższy czas po prostu siedząc. Nie czułam nic i było mi tak dobrze. Po prostu siedziałam i wpatrywałam sie w ciemność za oknem. Mój blogi stan trwał by dalej, lecz ktoś bez pukania wtargnął do mojego pokoju. Obróciłam głowę w stronę drzwi i ujrzałam wysoką i szczupłą postać
-Chcę z tobą porozmawiać-rzekł Tom stając w drzwiach mojego pokoju
-O czym?-mruknęłam wrogo
-O tym jak wyglądasz.
-Zapowiada sie ciekawie
-Jutro pójdziesz zmienić ten okropny kolor włosów na jakiś normalny, wyrzucisz te wszystkie satanistyczne ubrania i nie będziesz się tak mocno malować
-Odwal się ode mnie. Nie jesteś moim ojcem żeby mi rozkazywać. A teraz wyjdź-aż gotował sie ze złości, ale wyszedł. Złapałam za telefon i wybrałam numer Josha. Nie wiem dlaczego to robię, skoro wiem że i tak nie odbierze.
-Alex?-z zamyślenia wyrwał mnie głos w słuchawce
-Josh?-zapytałam z niedowierzaniem
-Tak. Co u Ciebie Lex?
-A jak myślisz?!Gdzie ty do cholery byłeś przez ten cały czas?!
-A szwendałem się tam i tu. Spotkajmy sie to Ci wszystko opowiem
-Nie mogę. Tom przyjechał
-To będzie jeszcze zabawniej. Będę po ciebie za chwilę, szykuj się-zaśmiał sie chłopak
-Josh nie...-odpowiedział mi jednak dźwięk odkładanej słuchawki. Zmieniłam ubranie, na bardziej odpowiednie, w końcu to Joshie, z nim nigdy nic nie wiadomo.
          Wyszłam z pokoju słysząc dźwięk dzwonka do drzwi. W progu stał chłopak oparty o futrynę z cwaniackim uśmieszkiem, a Tom łypał na niego groźnie.
-Alex, aleś ty mi wyrosła-zagwizdał, na co ja uśmiechnęłam sie zadziornie i mijając ojczyma bez słowa, wyszliśmy z domu
-Wybierasz się gdzieś z nim? I myślisz ze na to pozwolę?-syknął Tom zatrzymując nas na ganku
-Myślę że nie masz za dużo do powiedzenia w tej sprawie-odparłam ze złosliwym uśmiechem. Wsiedliśmy na motor i pomknęliśmy opustoszałą już o tej porze ulicą.
Zatrzymaliśmy się dopiero w oświetlonym kilkoma latarniami małym parku. Usiedliśmy na ławce, ramię w ramię i oboje szukaliśmy słów by zacząć rozmowę
-Dlaczego wyjechałeś?-zebrałam się na odwagę i wyszeptałam w końcu
-To było trudne. Straciłem przyjaciela. Nie mogłem tu zostać...wszystko mi o nim przypominało
-Potrzebowałam Cię Josh...-rzekłam czując łzy pod powiekami
-Wiem Lex...Chciałem Cie zabrać, ale wiesz ze to by się źle dla nas obu skończyło. Wiedziałem że dasz radę. Jesteś silna i potrafisz...-odgarnął mi niesforny kosmyk z twarzy i spojrzał głęboko w oczy.
-I wydaje Ci się że naprawdę sobie radzę?! Wszyscy mówią żebym zapomniała, szła na przód, ale ja nie umiem. On był całym moim światem! -po moich policzkach spłynęły pierwsze łzy. 
Pozostawiły po sobie mokry ślad, który odbijał blask latarni.
-Przepraszam
-Jedno przepraszam nic nie zmieni...Musisz mi powiedzieć prawdę
-Dobrze. Zrobię wszystko, tylko mi wybacz-odparł pokornie
-Co Nathan brał od Ciebie gdy był w szpitalu?
-Co?-odparł zmieszany
-Nie udawaj, wiem że dawałeś mu prochy, powiedz mi jakie, i dlaczego je brał-mężczyzna co chwila otwierał i zamykał usta próbując coś powiedzieć, lecz nie wydobywał sie żaden dźwięk, a na jego twarzy dostrzegłam rozpacz. Sięgnął do prawej kieszeni zniszczonych jeansów i wyją torebeczkę z kilkoma małymi, białymi tabletkami
-To mieszanka kilku narkotyków. Uśmierza ból i wprowadza cie w stan euforii. Błagał abym załatwił coś co go choć trochę znieczuli. Zrozum, nie mogłem patrzeć jak mój przyjaciel cierpi. Zdobyłem to specjalnie dla niego, od zaufanego dilera z London Eye. Czysty towar, ale uzależnia.
-To go zabiło prawda?
-Po części na pewno...
-Daj mi to-wychrypiałam słabo
-Nie Lex-odparł stanowczo-nie możesz zmarnować sobie życia przez to świństwo
-Ty jakoś to robisz
-Ale ja już przegrałem, a ty masz po co żyć. Proszę Cię daj sobie szansę-położył mi dłoń na ramieniu, lecz szybko ją zrzuciłam. Nie potrzebowałam żeby mnie ktoś pouczał, a w szczególności nie on
-Odwieź mnie
-Dobrze
Ruszyliśmy w drogę powrotną.  Żadne z nas nie wracało do wcześniejsze rozmowy. 
Analizowałam wszystko po kolei. 
Każde słowo, każdy uśmiech i ból w oczach...nadal nie potrafię zrozumieć jak mógł mu coś takiego zrobić. Zatrzymaliśmy się pod moim domem. Bez słowa zeskoczyłam z maszyny i ruszyłam do drzwi. Josh chwycił mnie za nadgarstek, obrócił w swoją stronę i powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu
-Zadzwonię. A ty masz sobie dać radę w nowej szkole-pokiwałam lekko głową i szybkim krokiem ruszyłam do domu. Z łatwością pokonałam trzy małe schodki, otworzyłam drzwi i wiedziałam, że nie będzie łatwo. Jeszcze nie śpią.
-Moja panno o której to się wraca do domu?-krzyknął z salonu Tom
-Nie twoja sprawa-odwarknęłam słabo i skierowałam się do swojego pokoju, aby tam na spokojnie po raz kolejny wszystko przemyśleć.


*

A więc jest drugi rozdział. Ni wiem co mogę Wam powiedzieć...Jedynie chyba zebyscie komentowali :) Proszę piszcie cos tam na dole, bo nie wiem czy wam sie podoba i czy jest sens pisać dalej :)
Jeśli macie jakieś pytania, lub sugestie to proszę piszcie na GG: 32870242, albo maila aleksandra0609@onet.pl.
Chetnie wysłucham Waszych opini
Buziaki Lexy :*

środa, 25 września 2013

Rozdział 1


Cała moja historia zaczyna się w Styczniu 2013 roku.
Kim jestem?
Mówią do mnie różnie
Alex, Lex, Lexy. Jednak moje imię nic Ci nie powie.
Jestem dziewczyną często zmieniającą szkoły. Nigdzie nie zostaję na długo. Nigdy się nie przywiązuję. Nigdy nie okazuję jakichkolwiek uczuć.
Czy ta szkoła coś we mnie zmieni? Czy sprawi, że może życie nabierze znów barw? Zadałam sobie w duchu pytanie, stając przed dużym budynkiem szkoły.
Jak zwykle byłam juz spóźniona. Odgarnęłam do tyłu moje długie czerwone włosy. Wyjęłam z torby plan lekcji i ruszyłam pod klasę matematyczną.
Przed salą stałą jakaś kobieta
-Alexandra Thompson?-zapytała mierząc mnie wzrokiem znad okularów
-Alex-mruknęłam. Nigdy nie lubiłam swojego pełnego imienia.
-To nie jest grzeczne spóźniać się już pierwszego dnia-pogroziła mi palcem i weszła do klasy a ja stanęłam w drzwiach
-Witajcie dzieci przedstawię wam waszą nową koleżankę, bądźcie dla niej mili. To jest Alexandra-wskazała na mnie i wszyscy ucichli
-Usiądź w trzeciej ławce obok Niall'a dobrze?-powiedziała mocno przesłodzonym głosem wskazując na jakiegoś blondyna, na co ja wywróciłam oczami i ruszyłam by zająć miejsce. 
Podczas tego krótkiego spacerku czułam na sobie wzrok wszystkich tu zgromadzonych. Usiadłam na krześle obok chłopaka wyjmując z torby zeszyt i długopis, po czym rzuciłam ją na ziemię
-Cześć-przywitał się z uśmiechem chłopak. Nic nie odpowiedziałam tylko zmierzyłam go wzrokiem od góry do dołu. Miał na sobie trampki, jasne jeansy, czarną koszulkę i fioletową bluzę-chcesz to mogę cię oprowadzić po szkole-widziałam że jacyś chłopcy z ławki za nami przysłuchują się rozmowie
-Dzięki ale nie
-Ej Mała nie bądź taka nieśmiała. I tak w końcu się zakochasz-odparł dumnie chłopak  z trwałą siedzący za nami.
-Może jeszcze powiesz że w tobie wypacykowany lalusiu?
-Ostra jest-zaśmiał się chłopak obok niego
-Pilnuj się pedałku bo pożałujesz-ucięłam szybko. Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam muzykę
-Panno Thompson, może zaczęła by panienka słuchać tego co mówię-popatrzyłam na nią i nic nie odpowiedziałam
-Co nic nie powiesz? nawet głupiego przepraszam?
-Właściwie to bym coś powiedział, ale nie chcę już pierwszego dnia wylądować u dyrektora-mruknęła
-Jednak wylądujesz, zaraz ktoś cię tam zaprowadzi-warknęła kobieta kipiąc ze złości
-Do jutra będe znała tą drogę na pamięć-mruknęłam na co mój towarzysz z ławki uśmiechnął się pod nosem
-Jacyś chętni do przedstawienia nowej dyrektorowi
-Ja pójdę-chłopak w lokach wstał uśmiechając się słodko do nauczycielki na co ja po raz kolejny tego dnia wywróciłam oczyma z niesmakiem.
-Dobrze Harry idź
Pokonywaliśmy drogę w ciszy, która w końcu przerwał chłopak
-Czemu jesteś taka wredna?
-Nie twoja sprawa- ucięłam szybko
-Chciałem być tylko miły
-Niepotrzebnie, lepiej spadaj do swoich nienormalnych kumpli-mruknął coś pod nosem i otwarł przede mną drzwi do gabinetu
-O witam,ty jesteś?
-Alex Thompson...nowa
-A tak, proszę usiądźcie i opowiedzcie czemu zawdzięczam te wizytę-usiedliśmy na krzesłach przed biurkiem i chwilę trwaliśmy w ciszy.
-Więc przysłała nas tu Pani Mendler, bo koleżance nie bardzo spodobała się lekcja i nie zbyt się nią zainteresowała
-Kabel-mruknęła pod nosem
-Panno Thompson, rozumiem że to musi być dla pani trudne znowu zmieniać szkołę, ale proszę choć trochę przystosować się do naszych zasad-odwróciłam wzrok i czekałam w milczeniu co będzie dalej
-Harry zostaw nas na chwilę same i zaczekaj przed drzwiami, a potem nie wrócicie na matematykę tylko oprowadzisz Alexandre po szkole
-Dobrze-pośpiesznie wyszedł
-Twoja mama wspominała mi, że śpiewasz. Mamy tutaj salę muzyczną, wiele możliwości dla nowych artystów, i tak się składa ze zawsze na koniec roku wystawiamy musical. Mam nadzieję że wystąpisz
-Nie ma mowy-burknęłam pod nosem
-Dlaczego? Dobrze by było rozwijać swoją pasję
-Nie wyjdę na scenę i tyle-warknęłam
-Szanuję twoją decyzję, ale to by była wspaniała szansa by się zaprezentować
-Czy on na prawdę musi mnie oprowadzać?-zapytałam z wyrzutem zmieniając temat
-Harry to świetny chłopak, ale tak naprawdę wiele przeżył. . Spróbuj go poznać...A teraz idź już i naprawdę się staraj
-Okey-wzięłam torbę i wyszłam. Chłopak siedział pod ścianą . Gdy mnie zobaczył od razu wstał
-Idziemy?-zapytał patrząc na mnie z uśmiechem
-Nie mamy innego wyjścia-ruszyliśmy w ciszy przez ciemny korytarz. Chłopak popchnął jakieś drzwi i weszliśmy do sporego pomieszczenia
-To nasza stołówka, dobrze ci radze nie siadaj przy tych stolikach pod ścianą. Chodźmy dalej. Tu są zdjęcia i trofea osiągnięte w sporcie. Sportowcy tu są ważni i im się nie podskakuje. Tu nagrody muzyczne. Za tymi drzwiami jest hala muzyczna, wiesz wszystkie musicale, koncerty itp. Łazienki są na końcu korytarza a szafkę już musisz znaleźć sama. Coś jeszcze cię interesuje, oprócz mnie bo to akurat oczywiste?
-Daruj sobie ok? Nie musisz być miły ani nawet się do mnie odzywać, a teraz zjeżdżaj idę znaleźć szafkę-zaczęłam odchodzić a on krzyknął za mną
-Oj kochanie, nie denerwuj się tak!
-Morda- warknęłam tylko i odeszłam szybko
Nareszcie udało mi się znaleźć tą głupią szafkę. Zabrzmiał dzwonek a ja włożyłam do niej niepotrzebne książki. Wyjęłam pomiętą kartkę z planem lekcji i zaczęłam się zastanawiać jak dojść do sali biologicznej
-Ooo widzę że nowa koleżanka ma szafkę obok mnie, będzie miło-Podszedł do mnie Harry z Niall'em i jakimiś trzema kolesiami. Spojrzałam na niego groźnym wzrokiem, ale nic nie powiedziałam.
-Co odebrało ci mowę, a na lekcji byłaś taka wyszczekana- mulat podszedł bardzo blisko mnie
-Z moją mową wszystko w porządku, miło że się martwisz-odparłam z sarkazmem-ale po prostu nie będę tracić mego cennego głosu i czasu na kogoś o tak niskim poziomie jak wy-z hukiem zatrzasnęłam szafkę i oddaliłam się. Okazało się że resztę lekcji mam z tymi pedałkami. Właśnie tak pieszczotliwie ich nazwałam bo nie zapamiętałam imienia żadnego z nich. Do domu wróciłam zła bo co przerwa miałam z nimi spięcia. Są po prostu beznadziejni, i nie rozumiem co większość dziewczyn w tej szkole w nich widzi.



-Mamo jesteś?
-Szybko chodź do kuchni!-krzyknęła. Jak zwykle coś przypala
-Po co gotujesz?
-Tata dzisiaj przyjeżdża trzeba coś dobrego zrobić do jedzenia
-To nie jest mój tata-mruknęłam. Tak moja rodzina jest skomplikowana...nawet bardzo. Mój prawdziwy tata zostawił mamę gdy dowiedział się o jej licznych, licznych  zdradach i wyjechał do Stanów, a ona została ze mną i niedawno znalazła nowego "tatuśka" dla mnie. Tata o mnie dba. Oprócz alimentów przysyła też pieniądze na moje prywatne konto o który mama nie wie. Dzwoni co jakiś czas zapytać co u mnie. Parę razy nawet zapraszał mnie do siebie, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam dlaczego nas zostawił...teraz chętnie bym tam pojechała...
-Oj Alex, wiesz że Tom się stara-podeszła do mnie kładąc mi dłoń na ramieniu
-Tak bardzo się stara…-a ostatnio gdy nie było jej w domu zostawił mi niezłą pamiątkę po tych jego staraniach.
- A i dzwonił do mnie Twój prawdziwy ojciec bo wspominałam mu że jesteś znów w nowej szkole i mówił że musi z tobą o czymś ważny porozmawia. Zadzwoń do niego.
-Wieczorem to zrobię-mruknęłam i odbiegłam od tematu pytając o Toma-Za ile on będzie?
-Za jakąś godzinę a ja jestem w rozsypce
-Idź się ogarnij ja to dokończę
Mama nigdy nie radziła sobie z obowiązkami domowymi. Moją siostrę urodziła gdy miała 17 lat i od razu wyszła za tatę, a ja byłam późniejszą wpadką, "która zrujnowała jej karierę". Zawsze traktowałam ją bardziej jak przyjaciółkę której nigdy nie miałam...właściwie dlatego że nie potrzebowałam takowej. Miałam Nathana...Samotna łza spłynęła po moim policzku. Szybko ją starłam i zabrałam się za gotowanie.  Mama wróciła po około dwudziestu minutach ubrana w ciemne jeansy, kremową koszulę i granatowy żakiet. Wyglądała cudownie. Wszystko idealnie podkreślało jej szczupłą sylwetkę. Była idealna, nie to co ja...
Fakt również byłam szczupła, ale to nie było to samo. Duże zielone oczy ,które dawno straciły swój blask, małe  lekko zaróżowione usta na których od dawna już  nie witał uśmiech...długie czerwone włosy opadały wzdłuż ciała. Widoczne były żebra i kości miednicy. Chude nogi też  nie były czymś zaskakującym. Strasznie blada skóra, widoczne wszystkie możliwe żyły i blizny po troskliwej opiece Toma...
Wciągnęłam czarne rurki i siwy luźny sweter. Dawno nie widziałam Toma...i nie chcę zobaczyć. Nigdy go nie lubiłam, przez to co mi robił... 
          Usłyszałam głosy dochodzące z holu, więc się tam skierowałam. Ojczym witał się z mamą, i zauważył mnie dopiero po chwili
-Mój boże dziecko jak ty wyglądasz? Jennifer pozwoliłaś jej na to?!
-Ciebie też miło widzieć-mruknęłam obojętnie
-Tom to jej sprawa jak wygląda, daj jej spokój-powiedziała spokojnie mama -chodźmy na kolacje
Ruszyli do stołu a ja powlekłam się za nimi. Przez cały posiłek wszyscy mnie ignorowali, i zachowywali się jak by mnie tam nie było. Jak zwykle nic nie zjadłam, lecz nie zostało to zauważone. Wstałam od stołu i ruszyłam do swojego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. usiadłam z tabletem na parapecie. Zamiast tak jak wszyscy siedzieć na Facebooku, Twitterze, lub innym portalu społecznościowym zaczęłam oglądać stare zdjęcia. Nie tylko dlatego że na żadnym z powyższych nie mam konta.
 Po prostu Tęsknię. Nie potrafię uwolnić sie od przeszłości.



*

 I mamy pierwszy rozdział. Fabuła dopiero zaczyna nabierać akcji, więc proszę bądźcie cierpliwi i piszcie co myślicie :)

wtorek, 10 września 2013

Prolog


Jak na ludzi działa śmierć najważniejszej osoby w życiu? Jedni załamują się i nie wychodzą z domu, inni na siłę pokazują innym, ze dają sobie radę. A jak było ze mną? Ja po śmierci tej osoby przekonałam się, że życie jest kruche, że przelatuje nam przez palce, a nawet tego nie widzimy. Lecz przy wyjątkowej osobie nie zauważamy tak szybko pędzącego czasu...Czy żałuje tego jak postąpiłam od samego początku, do miejsca w którym jestem teraz? Odpowiedź jest prosta. Nie. Nie żałuję. Gdyby nie te wszystkie błędy, nie odnalazła bym prawdziwej siebie, i nie zaznała bym ani odrobiny ze szczęścia jakie mnie spotkało. Miałam wzloty i upadki, ale najważniejsze, ze w tej krótkiej podróży zaznałam prawdziwej miłości...


*


Wiem, ze prolog za wiele nie mówi, lecz właśnie o to mi chodziło :)
Zapraszam do komentowania i śledzenia dalszych postów :)